poniedziałek, 27 października 2014

18. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie - okiem Papierowego Mordercy


W dniach  23-26 października 2014 roku odbyła się kolejna edycja targów, które stanowią dla miłośników książek oraz dla całego rynku wydawniczego wielkie święto. Nie mogło zabraknąć i mnie. Ogólne wrażenia mam dobre, chociaż spodziewałam się czegoś więcej. Może nie po samych wystawcach, bo oni jak zawsze stanęli za wysokości zadania. W czym rzecz? Zaraz opowiem. Ale najpierw rzeczy miłe.


W zeszłym roku nie miałam zbyt wielu zadań do zrealizowania, poza tym, że uparłam się, że moje kontakty z pisarzami poprzez Papierowego Mordercę zaczną się od Izy Korsaj (tak też się stało, z czego się niezmiernie cieszę). W tym roku wybrałam się na Targi z opracowanym w głowie planem. Chciałam zdobyć kilka podpisów od autorów kryminałów - nie dla mnie, ale dla Was. Plany, jak to plany, uwielbiają brać w łeb. Tam się coś dzieje, tutaj się coś dzieje, tu znowu źle coś zapisałam, a tutaj takie ładne, a tu tanie, ci powariowali, czemu to takie drogie (?!), a czy dzisiaj będzie... No i tak to się kręci na Targach Książki. Kilka spraw jednak załatwiłam.


Pamiętacie "Wiatr" Marcina Ciszewskiego? Miałam okazję jakiś czas temu go recenzować. Wy pewnie znacie więcej książek Ciszewskiego niż ja (dopiero nadrabiam literaturę polską), głośno też jest o nowej książce "Krüger. Szakal". Mój egzemplarz "Wiatru" udało mi się wzbogacić o podpis autora i dedykację - oczywiście dla Was.

Potem przyszedł czas na pana Jacka Skowrońskiego. Jego książkę, "Zabić, zniknąć, zapomnieć" wygrałam w konkursie jeszcze zanim narodził się pomysł blogu i przede wszystkim dlatego nie ma na nim jej recenzji. Ale nadrobimy to, obiecuję. Na zdjęciu obok dedykacja dla Was, od autora, dzielnie zdobyta przez moją mamę. A niżej ja (nie wiem, skąd ta durna mina), autor, jego książka (właściwie to moja książka, ale jego autorstwa) i Papierowy Morderca (oczywiście później zapomniałam, że mam na sobie tę koszulkę i musiałam walnąć gafę. Ale po kolei).

 Zbyt wiele słów z panem Skowrońskim nie zamieniłam. Mama w tym temacie zdziałała pod moją nieobecność więcej, bo to ona, jak już wspomniałam, zdobyła autograf. Mnie pozostało się już tylko sfotografować. Powiem Wam jeszcze, że mama uważa, że z pana Skowrońskiego jest w porządku gość. Pisarz też niezły, to mówię Wam ja. Bo "Zabić, zniknąć, zapomnieć" czytałam ponad rok temu, ale do dziś pamiętam, że spać przez tę książkę nie mogłam.


Dlaczego nie było mnie posterunku, gdy się coś działo, ale zostawiłam tam mamę? Ponieważ poszłam na spotkanie blogerów, kolejny punkt mojej listy rzeczy do zrobienia na Targach. Wolałabym jednak nie nazywać tego spotkaniem blogerów, bo po raczej jakaś farsa była. Zero organizacji, zero prowadzenia, zero pomysłu. Posadźmy ich w sali, pouśmiechajmy się do nich. Gości może podratują sytuację - ale tylko trochę. Wyszłam w połowie, spieszno mi było do Skowrońskiego. Liczyłam na coś więcej. Nieważne, o tym nie chce mi się pisać. Domyślam się, że blogerzy bawili się lepiej po spotkaniu, bo wiem, że mieli się spotkać, chyba gdzieś na Kazimierzu. Może Wy mi powiecie jak było?


Ostatnim punktem programu, na który czekałam niemalże do zamknięcia sobotniego dnia Targów, było spotkanie z Marcinem Wrońskim. W spotkaniu udział brała również Marta Guzowska (której nie czytałam, ale sprawia wrażenie bardzo miłej kobiety, świadomej swojego miejsca w literaturze) oraz Marta Mizuro (która niestety wzbudziła we mnie odwrotne wrażenie). Spotkanie ogólnie bardzo pozytywne, kilka pytań, ciekawych, niezbyt ogólnikowych, miła atmosfera.

Gafę musiałam walnąć oczywiście po spotkaniu, kiedy wybrałam się do pana Wrońskiego po podpis (uległ i podpisał wszystkie części z komisarzem Maciejewskim). Zapomniałam o nieszczęsnej koszulce i przedstawiłam się "dzień dobry, nazywam, się Sylwia Tomasik, z blogu Papierowy Morderca". Cóż pan Marcin mógł odpowiedzieć? "Domyśliłem się po koszulce", skutecznie zawiązując mi język. Poczułam się jak uczniak przy mentorze. Krótkie spotkanie zaowocowało w mojej głowie pomysłem, który od razu sprzedałam autorowi, ten z kolei z uśmiechem go podchwycił. Szczegóły już jutro. Bo chociaż znam do tej pory tylko pierwszą część, czyli "Morderstwo pod cenzurą", wiem (a raczej wierzę w to), że również pozostałe są znakomite. Dlatego będę chciała zaostrzyć Wam apetyty przez grudniem, kiedy premierę będzie miała kolejna część przygód Maciejewskiego, czyli "Kwestja krwi".


 Weszłam w posiadanie jeszcze kilku książek, przy czym szczególnie dwie będą ważne ze względu na blog. To "Córka generała", której ekranizację umiarkowanie lubię, a której jeszcze nie czytałam, oraz "Hangar", który na razie mi nic nie mówi, ale kto wie, może będzie ciekawy. Na stoisku IPN trafiłam także książkę o cenzurze PRL, ale tym nie będę Was zanudzać. Nabyłam też kalendarz na przyszły rok, może więc już terminy recenzji nie będą mi tak często uciekać.


Wracając do rozczarowań. "Spotkanie blogerów" to pierwsze z nich. Drugim jest hala wystawowa. Lokalizacja straszna. Dobrze czują się tu tylko miłośnicy wszelkiego rodzaju uniwersów post-apo i ASG. Dla innych to koniec świata, pora zawracać. Sam budynek, o ile z zewnątrz wydawał mi się ciekawy, o tyle w środku mnie rozczarował. Myślałam, że na starym miejscu (które nazywałam "namiociakiem") było źle, ale jednak wolę starą lokalizację. Nowa zdała mi się mniej przyjazna, zrobiona na zasadzie "jest jakie jest i tak przyjdą i wynajmą, bo innego miejsca nie ma". Kolejka, która się utrzymywała przez pół dnia (chociaż stosunkowo szybko się przesuwała), była dowodem nie na czytelnictwo, ale na to, że kilka kas, które zostały postawione na wejściu, nie ogarniały swojej roboty. Poza tym miałam cały czas wrażenie, że hala jest zaśmiecona - wiem, to normalne, tysiące ludzi się przez nią przewinęły - niemożliwa do ogarnięcia w czystości. Sale wystawowe niby tylko dwie duże, ale cały czas się gubiłam.

Koniec narzekania, czas na podsumowanie. Moje ogólne wrażenie jest bardzo pozytywne, pomijając halę i spotkanie blogerów. Ludzie, którzy pojawiają się na tej imprezie sprawiają, że jest ona naprawdę bardzo pozytywna. Na Targach gromadzą się ludzie, którzy są związani z książkami, czyli "wyższe formy inteligencji" (jak można przypuszczać), co sprawia, że atmosfera jest bardzo przyjacielska, ludzie się do siebie uśmiechają i raczej nie wchodzą sobie w drogę. I jeszcze jedno: atrakcje dla dzieci, które przyciągają uwagę także dorosłych. I same dzieci, które się gubią, i dorośli, który gubią dzieci... (najpierw nadano komunikat o tym, że babcia czeka na recepcji na wnuczka - lat 8, niebieska koszula w kratę <przez chwilę się zastanawiałam, czy nie o mnie chodzi>, a po pięciu minutach  o tym, że ośmiolatek w koszuli w kratę czeka na recepcji na babcię, która poszła go szukać). Polecam Targi, wrócicie umęczeni, ale szczęśliwi. 

A na deser macie smoka. Bo fajny był. Nie tylko dla dzieci. Dorośli też mogli na niego patrzeć :)

2 komentarze:

  1. O, to Ty, tak, koniecznie chciałam z Tobą porozmawiać, bo mówiłaś, że piszesz recenzje tylko kryminałów, a ja uwielbiam kryminały. A potem mi zniknęłaś, a bu.
    I fantazja rzeczywiście mnie poniosła, zrobiłam z Ciebie blondynkę... JAK?!?! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zniknęłam, bo chociaż temu, co sama robię, daleko jest do perfekcji, wymagam jej od innych. A to spotkanie nie podobało mi się niemalże w ogóle. Poza tym spieszyłam się do Jacka Skowrońskiego, wyżej widocznego :)

    A czy to ważne, w jaki sposób uczyniłaś ze mnie blondynkę? Ważne, że główka pracuje i fantazja działa!

    OdpowiedzUsuń