czwartek, 22 stycznia 2015

Bartłomiej Basiura "Uczeń Carpzova"

Bartłomiej Basiura jest przedstawicielem młodego, świeżego pokolenia pisarzy, którzy wiążą się z kryminałem. Rozpoczynanie kariery właśnie od tego gatunku wydaje się być ostatnio szczególnie modne, chociaż niektóre ostatnie publikacje pokazują wyraźnie, że nie każdy na "kryminalistę" się nadaje. Czy Basiura ma zadatki na dobrego pisarza? O tym poniżej, w recenzji jego powieści "Uczeń Carpzova", która okazała się być czymś lepszym niż się spodziewałam (oczywiście z zachowaniem szacunku dla młodych autorów).

Przede wszystkim muszę przyznać, że Basiura ma bujną wyobraźnię. Potrafi wyjść poza powieściowy szablon typu: zabili go, złapali go, osądzili go. Nie ma tak łatwo. Uczeń Carpzova bawi się z organami ścigania, a jego prawdziwa motywacja do zabijania pozostaje nieujawniona aż do samego końca powieści, co mnie bardzo cieszy, bo chociaż mogłam się delikatnie domyślać, o co w tej zagadce chodzi, to jednak dałam się zwieść. Nie wszystkie pomysły mnie kupiły, ale nie musiały. Ważne, że akcja była wartka. Że fabuła była zagmatwana jak w typowym amerykańskim filmie sensacyjnym. Nie brakło strzelania, torturowania, seksownych policjantek, zagubionych w życiu policjantów, niedojrzałych nastolatków i idealizowanej miłości. 

Po "Uczniu Carpzova" wyraźnie widać, że Basiura czerpie garściami z literatury popularnej i kina sensacyjnego. W jego powieści można znaleźć luźne nawiązania (nie wiem czy świadome) do klasyków historii akcji, nie brak jest bowiem w tekście miejsca również dla zwichrowanych wojną osobowości, brudnej polityki, trudów relacji damsko-męskich, schematycznego seryjnego mordercy. To właśnie morderca wzbudził moje zainteresowanie na dzień dobry. Bo lubował się w torturach. Niezbyt wyrafinowanych, ale na pewno bardzo bolesnych. I kiedy wydawało mi się, że po raz kolejny będę mieć do czynienia z historią o tym, jak to młoda policjantka stara się wybić, bo tropi nieuchwytnego zabójcę, okazało się, że się w domysłach zagalopowałam. Basiura złamał kilka stereotypów. Morderca wcale nie jest taki nieuchwytny, policjantka nie jest już najmłodsza i wcale nie musi się starać o uznanie kolegów po fachu, bo to raczej oni potrzebują wsparcia, główne emocjonalnego, z jej strony.

Mam nadzieję, że w przyszłości Basiurą zainteresuje się jakieś poważne wydawnictwo, które poprowadzi jego karierę, bo na razie młody pisarz musi od kilku lat kombinować jak koń pod górę, aby jego teksty ujrzały światło dzienne. Nie chcę bawić się w proroka, ale już sam fakt, że Basiura nie poprzestał na jednym tekście i na jednym wydawnictwie, świadczy o tym, że jest w pisanie mocno zaangażowany. Jeśli nie zwolni, to ma szansę wpisać się w kanon współczesnych, najlepszych twórców krajowych kryminałów. Pomysły ma, odważne, daleko idące, pytanie jednak brzmi, ile czasu nasze społeczeństwo i szary czytelnik będzie potrzebować, aby w końcu wyrosnąć z tradycji opowieści milicyjnej i zrozumieć, że zagmatwana fabuła, odważne motywy, gwałtowne zwroty akcji, to domena nie tylko literatury amerykańskiej czy skandynawskiej. W "Uczniu Carpzova" ciągle się coś dzieje i chociaż chwilami pomysły na pchnięcie fabuły na przód wydawały mi się lekko infantylne, całość broni się i to mocno. Jestem za, takich młodych pisarzy poproszę więcej. Niech się nasza literatura akcji przestaje chować w cieniu zagranicznej.

Sylwia Tomasik

Bartłomiej Basiura, "Uczeń Carpzova", Wydanie II, Warszawa 2014.

Za książkę serdecznie dziękuję Autorowi oraz akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają.



2 komentarze:

  1. To jest naprawdę polska książka?? o.O
    Zaraz lecę po nią do księgarni!
    Zapraszam do siebie,
    http://worldofbookss.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, to jest polska książka. I naprawdę wciąga!

      Usuń