Książka Joanny i Rafała Pasztelańskich to pozycja niezwykła. Mnie sprawiła wiele przyjemności, ale też mocno mnie zmęczyła. Czytałam ją przez kilka wieczorów i za każdym razem, kiedy ją odkładałam, moją głowę zasnuwały ciemne chmury. To naprawdę ciężka lektura, wzruszająca i pouczająca, a chwilami także bardzo ciepła i zabawna. Artur Górski, autor serii o polskiej mafii, powiedział, że jest to książka wstrząsająca. Zgadzam się z nim w zupełności i przyznaję, że na mnie zrobiła o wiele większe wrażenie, niż właśnie książki Górskiego – w mojej opinii nie tylko same historie, ale i sposób ich przedstawienia sprawiły, jestem gotowa z utęsknieniem czekać na kolejne pozycje z tego rodzaju.
Wbrew temu, co można przeczytać na okładce książki, „Policjanci” nie są zbiorem opowieści wyłącznie o funkcjonariuszach, którzy zginęli na służbie. W dziewięciu rozdziałach znalazło się miejsce także na historie o tych policjantach, którzy narażali swoje życie poza służbą – czy to w celu ratowania czyjegoś życia, czy też zadbania o porządek i bezpieczeństwo publiczne. Każda z przedstawionych historii jest na swój sposób dramatyczna, ale dramatyzm ten jest dostrzegalny najbardziej nie w samych momentach śmierci, ale w rozpaczy, jaka towarzyszy członkom rodzin policjantów już po niej. Praca policjanta zaliczana jest do zawodów podwyższonego ryzyka, zaś książka Joanny i Rafała Pasztelańskich w sposób wyraźny pokazuje, czym jest to spowodowane. Ryzyko stanowią nie tylko sami przestępcy, ale i szereg innych czynników, takich jak cechy osobowości samych policjantów, przygotowanie do pełnienia służby, wyposażenie i uzbrojenie funkcjonariuszy, społeczne opinie na temat Policji. Historie, które stały się podstawą dla książki „Policjanci” są wypadkową wszystkich tych czynników. Nie będę oceniać tych czynników, każdy z czytelników zrobi o sam, zgodnie z własnym sumieniem. Zaznaczę tylko, że naprawdę wielu z przytoczonych sytuacji, a także innych, znanych nam z mediów, dałoby się uniknąć, gdyby tylko poświęcić bezpieczeństwo policjantów nieco więcej uwagi.
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie ma ludzi kryształowych, pomimo tego, że niektórzy z przedstawionych w książce policjantów zdaje się właśnie takimi być. To wybielanie być może nie działa na korzyść publikacji, ponieważ chwilami zdaje się ona aż niewiarygodna. Tradycja mówi jednak: de mortuis aut bene, aut nihil, więc nie będę się kłócić. Powstały obraz okazał się być bardzo wzruszający, przede wszystkim ze względu na uczucie pustki, które towarzyszyło najbliższym zmarłych policjantów, a które udziela się także i czytelnikom. Czy wszystkim, tego nie wiem, ale na pewno kobietom – takie było z resztą zamierzenie autorów, którzy we wstępie zaznaczyli: „Od początku wiedzieliśmy, że musi to być książka reporterska. Szorstka, bo dla facetów, chwytająca za serce, bo przecież też dla kobiet”. Założenie to w zupełności zostało przez nich zrealizowane.
Na zakończenie warto wspomnieć o zamieszczonym na ostatnich stronach książki spisie policjantów, którzy w ostatnich latach zginęli na służbie bądź po niej, starając się wiernie służyć społeczeństwu. Wbrew pozorom to nie tylko skrócona kartoteka. To właśnie ta część kosztowała mnie najwięcej nerwów. Imiona, nazwiska, stanowiska, wiek. Okoliczności śmierci. W większości młodzi ludzie. Często ginący w przypadkowych, głupich wręcz okolicznościach.
Sylwia Tomasik
Joanna i Rafał Pasztelańscy "Policjanci. Za cenę życia", Wydawnictwo Znak, Kraków 2016.
Recenzja ukazała się pierwotnie w serwisie Bookeriada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz