W sobotę (10 grudnia 2016 r.) miałam niewątpliwą przyjemność gościć na widowni Sceny na Sarego Teatru Bagatela w Krakowie. Celem wizyty było obejrzenie spektaklu "Pitawal. Historie kryminalne Krakowa w piosenkach". Ponieważ w teatrach bywam bardzo rzadko i nie jestem obeznana ani w ich repertuarze, ani też w świecie teatralnych aktorów, reżyserów i całego tego artystycznego światku, nie wiedziałam, czego się spodziewać i chyba nawet było mi bliżej do sceptycyzmu niż optymizmu. Owszem, byłam ciekawa, ponieważ skusiły mnie trzy słowa: "pitawal", "kryminalne" i "Krakowa", z drugiej jednak strony niepokojem napawał mnie zwrot "w piosenkach". Jeśli chodzi o muzykę, to jestem bardzo wybredna, nie daję się porwać trendom i chociaż jestem muzycznym beztalenciem, to często, w jakimś megalomańskim pędzie, urastam we własnych oczach do miana krytyka muzycznego, znającego się na wszystkim - od Bacha po DMX'a. Przyjmowałam więc informację o tym, że spektakl będzie recitalem w sposób "półwesół".
Tego, że nie ma powodów do obaw, domyślałam się już w chwili zajęcia miejsca na widowni. Było to zasługą dwóch rzeczy - scenografii oraz siedzącego w kącie zespołu muzycznego. W temacie scenografii: surowa, ale sugestywna. Huśtawka, zjeżdżalnia, karuzela, trzepak, ławka i latarnia. Prawie jak pod domem, w parku, tuż obok nas. Miejsce jakich wiele w Krakowie. Bo o to przecież chodzi, że zbrodnie, o których będzie mowa w piosenkach, wydarzyły się przecież właśnie na naszym lokalnym podwórku.
Muzyka. O tej mogłabym wiele pisać (korzystając z tego, że znowu włączyła mi się funkcja "wszystkowiedzący krytyk muzyczny"), ale ograniczę się do minimum. Muzyka grana na żywo przyprawia o dreszcze. W połączeniu z głosem Anny Rokity staje się potężnym narzędziem do grania na ludzkiej duszy. Ale o wokalu później. Wracając do muzyki: tam, gdzie kontrabas (a może to była wiolonczela?), tam moje serce. Zostawiłam je tam na widowni i do dziś szukam. Odnajdę chyba dopiero, gdy w moje ręce wpadnie płyta z muzyką ze spektaklu, której wydanie jest na szczęście planowane. Za muzykę odpowiedzialni są Piotr Krakowski i Paweł Penarski. Jej nie da się opisać, to trzeba usłyszeć (zapraszam poniżej). Przepełniona tajemnicą, porywająca, niezwykle rytmiczna i dynamiczna, chwilami przypomina muzykę kabaretową sprzed prawie wieku, jednak mocno przyprawione nowoczesnymi dźwiękami. Można powiedzieć, że muzyka idealnie wpisuje się w nurt chętnie uprawianego dzisiaj retro kryminału.
Wokal. Niezrównana Anna Rokita. Na scenie Bagateli widziałam są po raz pierwszy, a jeśli nawet gdzieś, kiedyś, przemknęła mi przed oczami, to nawet tego nie zarejestrowałam w pamięci. Występu w "Pitawalu" nie zapomnę. Ten głos, ta gra, ten sposób uwodzenia widza. Chciałabym, aby niektóre utytułowane aktorki potrafiły tak romansować z publicznością, jak robi to Rokita. Obiema rękami podpisuje się pod słowami, które można przeczytać na stronie Teatru Bagatela, że nie bez kozery nazywana jest "zwierzęciem scenicznym".
Żeby jednak Anna Rokita miała co zaśpiewać, miała co reżyserować (bo to przedstawienie to przecież jest jej dzieło), powstać musiały teksty. Spektakl opiewa w trzynaście utworów, których słowa, niestety na wyrywki, bo pamięć mam słabą, prześladują mnie od soboty. Za słowa odpowiedzialna jest Patrycja Babicka, artystka związana z Krakowem, nie bojąca się tematów trudnych i kontrowersyjnych. Nie będę zgrywać znawcy - "Pitawal" to moje pierwsze spotkanie z jej twórczością. Spotkanie bardzo udane. Autorka udowadnia, że o zbrodni można pisać z pomysłem. Nic nie jest powiedziane wprost, nic nie jest tak ukryte, aby nie można się czegoś domyśleć. Spektakl dla ludzi myślących, tych, którzy nie boją się spotkania z przerażającą rzeczywistością.
Pozostali nam jeszcze tancerze i choreografia. To kolejny element składowy, bez którego przedstawienie nie byłoby tak doskonałe. W przedstawieniu, które miałam okazję zobaczyć, tańczył Karol Miękina (stypendysta Ministra Kultury!) i Grzegorz Polański (występujący na Broadway'u!), natomiast na ich miejscu pojawiają się w innych terminach również Kamil Joński i Roman Słomka. Nazywani przez twórców spektaklu "ciachami", faktycznie dodają przedstawieniu dodatkowego uroku. Świetnie wpisują się w nastrój każdego utworu, ilustrują go, ale też grają ważne role - niekiedy ofiar, niekiedy katów. Nie wiem, jak należy pisać o choreografii, aby dobrze ją scharakteryzować. Dlatego powiem krótko - festiwal emocji.
Muzyka. O tej mogłabym wiele pisać (korzystając z tego, że znowu włączyła mi się funkcja "wszystkowiedzący krytyk muzyczny"), ale ograniczę się do minimum. Muzyka grana na żywo przyprawia o dreszcze. W połączeniu z głosem Anny Rokity staje się potężnym narzędziem do grania na ludzkiej duszy. Ale o wokalu później. Wracając do muzyki: tam, gdzie kontrabas (a może to była wiolonczela?), tam moje serce. Zostawiłam je tam na widowni i do dziś szukam. Odnajdę chyba dopiero, gdy w moje ręce wpadnie płyta z muzyką ze spektaklu, której wydanie jest na szczęście planowane. Za muzykę odpowiedzialni są Piotr Krakowski i Paweł Penarski. Jej nie da się opisać, to trzeba usłyszeć (zapraszam poniżej). Przepełniona tajemnicą, porywająca, niezwykle rytmiczna i dynamiczna, chwilami przypomina muzykę kabaretową sprzed prawie wieku, jednak mocno przyprawione nowoczesnymi dźwiękami. Można powiedzieć, że muzyka idealnie wpisuje się w nurt chętnie uprawianego dzisiaj retro kryminału.
Wokal. Niezrównana Anna Rokita. Na scenie Bagateli widziałam są po raz pierwszy, a jeśli nawet gdzieś, kiedyś, przemknęła mi przed oczami, to nawet tego nie zarejestrowałam w pamięci. Występu w "Pitawalu" nie zapomnę. Ten głos, ta gra, ten sposób uwodzenia widza. Chciałabym, aby niektóre utytułowane aktorki potrafiły tak romansować z publicznością, jak robi to Rokita. Obiema rękami podpisuje się pod słowami, które można przeczytać na stronie Teatru Bagatela, że nie bez kozery nazywana jest "zwierzęciem scenicznym".
Żeby jednak Anna Rokita miała co zaśpiewać, miała co reżyserować (bo to przedstawienie to przecież jest jej dzieło), powstać musiały teksty. Spektakl opiewa w trzynaście utworów, których słowa, niestety na wyrywki, bo pamięć mam słabą, prześladują mnie od soboty. Za słowa odpowiedzialna jest Patrycja Babicka, artystka związana z Krakowem, nie bojąca się tematów trudnych i kontrowersyjnych. Nie będę zgrywać znawcy - "Pitawal" to moje pierwsze spotkanie z jej twórczością. Spotkanie bardzo udane. Autorka udowadnia, że o zbrodni można pisać z pomysłem. Nic nie jest powiedziane wprost, nic nie jest tak ukryte, aby nie można się czegoś domyśleć. Spektakl dla ludzi myślących, tych, którzy nie boją się spotkania z przerażającą rzeczywistością.
Pozostali nam jeszcze tancerze i choreografia. To kolejny element składowy, bez którego przedstawienie nie byłoby tak doskonałe. W przedstawieniu, które miałam okazję zobaczyć, tańczył Karol Miękina (stypendysta Ministra Kultury!) i Grzegorz Polański (występujący na Broadway'u!), natomiast na ich miejscu pojawiają się w innych terminach również Kamil Joński i Roman Słomka. Nazywani przez twórców spektaklu "ciachami", faktycznie dodają przedstawieniu dodatkowego uroku. Świetnie wpisują się w nastrój każdego utworu, ilustrują go, ale też grają ważne role - niekiedy ofiar, niekiedy katów. Nie wiem, jak należy pisać o choreografii, aby dobrze ją scharakteryzować. Dlatego powiem krótko - festiwal emocji.
Jeszcze tylko kilka słów wyjaśnienia. Historie kryminalne Krakowa - nie zawsze. Ale w jakiś sposób w Krakowem związane. Jak Kuba Rozpruwacz, którego zbrodnicza działalność odbiła się głośnym echem na całym świecie. Rozczarował mnie ostatni utwór, a właściwie jego obecność - historia o smogu, mordercy grasującym na krakowskich ulicach. Niestety, ten iście ideologiczny dodatek do mnie nie przemawia.
Na zakończenie smaczek. Teledysk do utworu "Franz i Anna". Śpiewa oczywiście Anna Rokita, tekst: Patrycja Babicka, autorem teledysku jest Paweł Penarski.
Na zakończenie smaczek. Teledysk do utworu "Franz i Anna". Śpiewa oczywiście Anna Rokita, tekst: Patrycja Babicka, autorem teledysku jest Paweł Penarski.
Sylwia Tomasik
Spektakl: "Pitawal. Historie kryminalne Krakowa w piosenkach", reż. Anna Rokita, Kraków - Teatr Bagatela.
Fajna recenzja, z drugiej strony -"Rozczarował mnie ostatni utwór, a właściwie jego obecność"- od kiedy to teatr nie ma być zaangażowany? Poza tym - nie o ideologiczność idzie a o prawdziwy problem, który naprawdę zabija seryjnie. Jak najbardziej na miejscu. Mi się podobało najbardziej właśnie z tego powodu, nie ujmując absolutnie niczego z całości
OdpowiedzUsuńW żadnym wypadku nie jestem zdania, że teatr nie powinien być zaangażowany. Po prostu ten utwór, chociaż sam w sobie ciekawy, nie pasował mi do tematu przewodniego spektaklu.
Usuń