wtorek, 17 stycznia 2017

"Autopsja Jane Doe" reż. André Øvredal (2016)

Dobrego horroru poszukuję od lat. Dobrego, czyli takiego, który będzie w stanie mnie przestraszyć. Nie tylko wtedy, gdy jestem sama w domu, za oknem ciemno, wieje wiatr, telefon nie działa a w przedpokoju przepaliła się żarówka. Szukam horroru, który bez względu na okoliczności zrobi na mnie wrażenie. Czy udało się to "Autopsji Jane Doe"? Nie mogę tego powiedzieć, ponieważ generalnie nie boję się na filmach. Ale potrafię docenić dobre momenty, dlatego powiem, że André Øvredal (reżyser "Łowcy troli", który to film z kolei w żadnym razie do mnie nie przemówił) nakręcił film z pomysłem, mającym swoje mocne strony. Film aż prosi o to, aby, idąc tropem niektórych widzów i komentatorów, nazwać go najlepszym horrorem ostatnich miesięcy (niektórzy już teraz są zdania, że to najlepszy film grozy i w całym 2017 roku lepszego nie będzie - jasnowidze; skąd oni czerpią tę wiedzę?). Ja będę trochę mniej entuzjastyczna - jest kilka "ale", które sprawiają, że daję filmowi 6,5 w skali do 10, a jak na horror, to i tak sporo moim zdaniem.

Tradycyjnie postaram się nie zdradzić fabuły - kilka rzeczy muszę jednak zdradzić. W niewielkim miasteczku dochodzi do makabrycznego odkrycia. Wystrzelana co do jednej osoby rodzina i zakopane zwłoki nieznanej dziewczyny. To właśnie jej sekcji mają się podjąć miejscowi patolodzy - ojciec i syn. Już oględziny zewnętrzne dają mężczyznom do zrozumienia, że ustalenie przyczyny śmierci kobiety nie będzie proste. Kolejne obserwacje wykluczają się nawzajem. Noc mija w miarę spokojnie, aż do momentu, kiedy panowie natrafiają na trop i zaczynają odkrywać prawdę o denatce. W tym przypadku, im mnie wiesz... Tym dłużej żyjesz.

Jak już pisałam, film swoje momenty ma. Ma momenty, które zapadają w pamięć. Jakie, nie mogę zdradzić. Ale na pewno takie, które można powiązać ze wszystkim tym, co w horrorach już było - i duchy, i zombie, i coś na wzór "Silent Hill", i gore, i... No właśnie, wszystko i nic. Bohaterowie niby przerażeni, ale w pewnych sytuacjach na pewno wydusiłabym z siebie coś więcej niż "kurwa", po którym staję do walki, bo to przecież oczywiste, że demoniczna siła chce mnie wykończyć. Niemniej całość nie jest usiana elementami grozy, są one dość płynnie dawkowane, chociaż moim zdaniem film rozkręca się powoli i zbyt szybko umiera. Niestety, muzyka nie zapada w pamięć, montaż też nie ma w sobie nic szczególnego. Jest trochę flaków, w końcu to autopsja, ale nie są one jakieś szczególnie "wymiotogenne". A sama zagadka? Nie jestem orłem, więc mnie zaskoczyła. I do tego nawet mi się podobała. Kolejne fragmenty układanki są jednak dość oczywiste i chociaż jako widz miałam już w ręce wszystkie puzzle, to nie potrafiłam złożyć z nich obrazka. Za to gdy mi go ukazali twórcy filmu nie czułam rozczarowania, jak to ma zazwyczaj miejsce w horrorach.

Nawet gdyby fabuła okazała się najbardziej oczywista i sztampowa, nie uznam jej za minus przekreślający film. Nawet jeśli historia okazuje się mi znana lub oparta na utartych motywach, może przecież zostać ciekawie opowiedziana. Prawdziwym minusem jest dla mnie straszenie widza nagłymi dźwiękami. Uwierzcie mi, jak przez dziesięć sekund panuje cisza a bohater zbliża oko do dziurki od klucza i przeczuwacie, że za moment walną basy, to właśnie w "Autopsji Jane Doe" każdy taki moment zostanie w ten sam sposób wykorzystany. Proszę o więcej psychologii postaci, niepokoju, grania na ludzkich lękach, nie na fizjologii - to oczywiste, że podskoczę jak mi basem i jakimś skrzekliwym dźwiękiem w ucho zagrają. Może jeszcze kiedyś André Øvredal zechce nakręcić horror - chętnie go zobaczę, nawet jeśli będzie chciał wywołać w widzu strach waląc w tam-tamy.

Przeglądając recenzje zauważyłam, że ludzie często zarzucają filmowi, że jego zakończenie jest kiepskie, nudne, że nie ma w nim nic nowego. Coś w tym jest, ale moim zdaniem nie jest to zbyt wielki mankament całej produkcji. Filmowcy w pewnym stopniu pozostawili sobie furtkę, która być może kiedyś zostanie przez nich wykorzystana i będziemy mieli jeszcze kiedyś okazję spotkać się z Jane Doe. Chociaż tak naprawdę nikomu tego nie życzę. Jak już mówiłam, im mniej wiesz, tym dłużej żyjesz.

Sylwia Tomasik

PS. Idźcie do kina. Może trafi się wam takie szczęście, że jak ja zobaczycie film na prywatnym seansie (wielka sala a na widowni ja i jeden inny widz - atmosfera podkręcająca uczucie grozy, jakiej się nie spodziewałam).

"Autopsja Jane Doe" reż.  André Øvredal, Wielka Brytania 2016.

1 komentarz:

  1. Gdybym tylko miała jak zajechać do kina to od razu bym się na to wybrała. Naprawdę zaciekawiłaś mnie swoją recenzją. I jeszcze te zdjęcia z filmu! Pozdrawiam :D

    Eadlyn Callie z bloga booksureourworld.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń