poniedziałek, 9 stycznia 2017

Petr Stančík "Młyn do mumii"

"Młyn do mumii. Czyli przewrotne odkrycie komisarza Durmana -  Mistyczny porno-gasto thriller z XIX-wiecznej Pragi" - taki tytuł nosi powieść Petra Stančíka oraz taką adnotacją na okładce został ten tytuł opatrzony. Czy trzeba mówić więcej? Otóż trzeba, ponieważ okazuje się, że czasem kontrowersyjne słowa reklamowe (porno, gastro, thriller...) okazują się być nie tylko zachętą bez pokrycia. W "Młynie do mumii" faktycznie znajdziemy wszystko to, czego szuka żądny emocji czytelnik. Co ważne, w dobrych proporcjach i mimo wszystko w granicach rozsądku - a bałam się, że wpadła mi w ręce książka wulgarna, płytka i nudna.

Mamy do czynienia z historią kryminalną - ktoś bestialsko morduje praskich listonoszy. Zagadkę ma rozwiązać komisarz Durman, człowiek rubaszny, rozpustny, lubiący dobrze zjeść i dobrze się zabawić. Czas wolny od pracy spędza w okolicznych burdelach i knajpach. Do sprawy kryminalnej podchodzi bardzo poważnie, tempo akcji jest wartkie, ale i tak można odnieść wrażenie, że praca nigdy nie była i nie będzie dla komisarza najważniejsza. Sama sprawa jest bardzo skomplikowana - aby ją rozwiązać, komisarz przemierzy pół świata i stanie przed zagadką międzynarodowego formatu.

Mistyczność  nie jest najważniejszą cechą "Młyna do mumii". Jest nią z pewnością strona kulinarna, wspomniana już gastryczność, która przez Stančíka została przedstawiona pod postacią "przeorania" czytelnika przez wszystkie możliwe lokale i jadłodajnie XIX-wiecznej Pragi (i nie tylko, ponieważ wszędzie tam, gdzie wędruje główny bohater, pojawiają się też miejsca, w których się stołuje i dania, które przyjemnie wypełniają jego kiszki). Mnie ta strona przekonuje całkowicie, jako człowiek, który nie odmawia sobie kulinarnych przyjemności co kilka stron wyobrażałam sobie wspaniałe dania śląskiej kuchni - tłuste, ciężkie, słodkie i słone równocześnie, mocno okraszone, podawane z kluskami... I tak dalej. Ślinka cieknie. Wracając do mistyczności - niby jest, ale ledwo. Porno? Owszem, całkiem sporo, całkiem odważnie. Niegrzeczne dziewczynki po lekturze tej książki będą inaczej patrzeć na smalec, grzeczne już nigdy go nie dotkną. Czy thriller? W pewnym sensie tak, jest zbrodnia, jest śledztwo, są brutalne praktyki mordercy. Ale żaby thriller? Dla mnie kryminał przygodowy, z mocnym wątkiem a'la Indiana Jones.

Nie bez znaczenia pozostaje również wątek społeczny i kulturowy. Komisarz co rusz napotyka na przejawy nieubłaganego rozwoju cywilizacyjnego,  który nie może przynieść nic dobrego. Drogie roztargnione panie, które nie wiecie co robić z nadmiarem czasu, który otrzymałyście dzięki wynalazkom - niektóre wnioski płynące z "Młynu do mumii" mogą się wam nie spodobać, ale trudno nie przyznać im racji. Wizja przyszłości, jaką snuje poprzez bohaterów Stančík, jest bardzo trafna, chociaż niektórzy mogą do tego dojść dopiero po dłuższych przemyśleniach lub wcale. Nie ma się co dziwić - prawda w oczy kole.

Jestem bardzo miło zaskoczona, "Młyn do mumii" okazał się bowiem książką napisaną z pomysłem i ze smakiem, chociaż sama nie rozumiem, jak udało się to autorowi osiągnąć, ponieważ zmieszał w niej szereg wątków i motywów, które wszystkie z osobna wydają się co najmniej niesmaczne, ale wszystkie razem przedstawione na tle XIX-wiecznej Pragi tworzą bardzo przyjemną dla oka i wyobraźni kompozycję. Przyzna autorowi czeska nagroda Magnesia Litera jest jak najbardziej zasłużona.

Sylwia Sulikowska

Petr Stančík "Młyn do mumii", Wydawnictwo Stara Szkoła, Rudno 2016.

2 komentarze:

  1. Zdecydowanie thriller to nie mój gatunek, a cień kryminalny oznacza dla mnie nudę, ale tytuł sam w sobie jest ciekawy, no i ta Praga... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie - ta Praga! Ukazana przez pryzmat knajp i burdeli, ale wciąż porywająca!

      Usuń