"Martwe ciała" to książka, która reprezentuje gatunek, który szczególnie lubię recenzować, zwłaszcza jeśli motywem przewodnim jest zbrodnia. Reportaż to forma, którą niezwykle łatwo spaprać. Wymaga ogromnych nakładów pracy i świadomości tego, że albo pisze się rzetelnie, albo do masowego odbiorcy. Nie oszukujmy się. Najlepiej sprzedają się reportaże, które trącą poszukiwaniem taniej sensacji. Dlatego też połączenie obu efektów jest bardzo trudne. Waldemar Ciszak i Michał Larek pokazali, że trudne, ale na pewno nie niemożliwe.
Zbrodnie seryjne, jeśli dodatkowo popełniane są z pobudek seksualnych, to chwytliwy temat. Równocześnie jednak wstydliwy, bo wiele osób uważa, że zainteresowanie tego rodzaju tematyką jest, delikatnie mówiąc, nienormalne. Nie zgadzam się z tym poglądem, bo, po pierwsze - wciąż za mało wiemy o człowieku, aby móc decydować o tym, co jest dla niego normą, co zaś nie, po drugie - śmierć, w tym również zbrodnia, jest w nasze życie wpisana. A jeśli chcemy dowiedzieć się o człowieku więcej, to musimy analizować również jego ciemną stronę.
"Martwe ciała" to książka, która sięgaj w najgłębsze zakamarki zbrodniczego umysłu. Przedstawia sprawę Edmunda Kolanowskiego, mordercy i nekrofila, który przez kilkanaście lat dopuszczał się zbrodni, które miały mu pomóc w osiągnięciu równowagi psychoseksualnej. Człowiek ten szukał zaspokojenia, którego doznawał, na nieszczęście dla niego i jego ofiar, tylko w kontaktach z martwymi kobietami. Dlatego profanował świeże zwłoki, a kiedy odczuwał szczególnie silną potrzebę zaspokojenia się, wtedy mordował. Jak zauważają psychiatrzy, forma psychicznej fiksacji, jaka przypadła w udziale Kolanowskiemu, była niezwykła, nieskończenie skomplikowana i unikatowa. Kolanowski, nazywany "polskim Edem Geinem" został za swoje zbrodnie stracony w 1986 roku. Jego przypadek stanowi pewnego rodzaju tabu, budzi jednak zainteresowanie, często uważane za niezdrowe.
Ciszak i Larek przełamują milczenie i nie boją się, że zostaną uznani za "chorych", bo zajmują się czymś, czym nie powinni. Nie mogę wyrokować za wszystkich, ale moim zdaniem takie przyjęcie ze strony krytyków i czytelników nie mogło im grozić, ponieważ reportaż przygotowali w sposób niebudzący odrazy i oburzenia, nie stroniąc przy tym od szczegółów sprawy. Moim zdaniem udało im się osiągnąć pożądany kompromis, bo "Martwe ciała" szokują, ale nie obrzydzają, a przy tym nie nudzą, chwilami nawet bawiąc - co może się wydać dziwne.
Na szczególną uwagę zasługuje bogaty materiał źródłowy, na jaki w książce powołują się jej autorzy. Znajdziemy w niej sporo oryginalnych fragmentów przesłuchań, rozmów, listów, akt prokuratorskich czy sądowych. To właśnie przede wszystkim na ich podstawie nakreślony został portret Kolanowskiego. Portret, który ciężko jest jednoznacznie ocenić, bo z jednej strony mamy do czynienia z wielokrotnym zbrodniarzem, z drugiej jednak z człowiekiem chorym. Człowiekiem, który był bardzo mocno zamknięty w sobie, który nie chciał współpracować. Dlatego też książkę "Martwe ciała" należy traktować jako zapis pracy milicyjnej, która, daleka od ideału dochodzeniowego, doprowadziła do skazania Kolanowskiego na śmierć.
Waldemar Ciszak, Michał Larek, Martwe ciała, Poznań 2014.
Sylwia Tomasik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz