Fikcyjna historia staje się nagle
rzeczywistością. I nie jest to historia dobra, lecz wizja cierpienia,
morderstwa i sztuki. Ktoś kopiuje zbrodnie opisane w poczytnym kiedyś
kryminale. Robi to nie po raz pierwszy. Misją policjantów jest jak
najszybciej dowiedzieć się, kto opiera się na powieściowym schemacie
i zagraża życiu kilku kobiet. Psychofan? A może sam autor? Wydawca?
Recenzent? Ktokolwiek za tym stoi jest zdeterminowany dokończyć swoje
dzieło. Zapisać na fragmentach skóry z pleców ofiar cały tekst
„Schematu”.
„Schemat” już od pierwszych stron wydał
mi się zbyt naiwny. Każda kolejna strona była dość mocno przewidywalna.
Można powiedzieć, że autor w czasie pisania powieści trzymał się zbyt
mocno właśnie schematu – nie zbrodni, o którą chodzi w książce,
ale schematu pisania historii kryminalnych. Bo w tej opowieści pojawia
się wszystko to, co jest stereotypowe i konieczne w każdym sztampowym
kryminalne: zbrodnia, para detektywów, garstka podejrzanych, dość słabo
zarysowany zwrot akcji.
Nie oznacza to jednak, że powieść jest
kiepska. Jest raczej bardzo lekka, nie wymagająca wielkiego
zaangażowania czytelnika w rozwikłanie zagadki, chociaż niektóre
elementy wyraźnie wskazują na to, że autorowi bardzo zależało na mocnym
wciągnięciu czytelnika w akcję. I to mi się spodobało, chociaż potem
okazało się, że była to jednorazowa akcja. W pewnym momencie czytamy
o tym, że morderstwo, które niewątpliwie zostało dokonane, było
wzorowane na kryminale, noszącym tytuł „Schemat”, z ciemną okładką,
zielonymi połyskującymi literami i kobietą zwróconą plecami
do czytelnika. Gra z czytelnikiem została podjęta, ale dlaczego potem
autor już jej nie kontynuował z takim zapałem?
Ciekawostką w powieści są refleksje
nad konstrukcją kryminałów. Jako że zbrodnie opierają się na fabule
jednego z nich, wciąż mamy do czynienia z autorem, wydawcą, czytelnikami
powieści. Nie chciałabym być złośliwa, ale wydaje mi się, że ci
bohaterowie, wypowiadając się na temat natury kryminału, wiedzą o nim
więcej niż sam Strobel. Wie, jak napisać dobrą powieść, ale z jakiegoś
powodu w „Schemacie” nie zastosował całej tej wiedzy. Pomysł miał dobry,
brutalny, chwilami obrzydzający. Krótkie rozdziały przecinające
powieść, w których czytamy o cierpieniu ofiar szaleńca, nie mrożą jednak
krwi w żyłach. Przelatuje się je wzrokiem i czyta beznamiętnie dalej.
Pomimo tego, że bohaterowie zostali dość
nieźle scharakteryzowani, każdy z nich posiada swoją niepowtarzalną
historię, to jednak już ich sposób zachowania pozostawia wiele
do życzenia. Detektywi poruszają się jak dzieci we mgle – nie dlatego,
że są nierozgarnięci, ale raczej z winy autora, który zagadkę nakreślił
całkiem niezłą, ale droga dochodzenia do jej rozwiązania pełna jest
niedociągnięć. Bohaterowie nie kojarzą najprostszych faktów, dają się
wodzić za nos zbyt butnym i pewnym siebie postaciom, które
w rzeczywistości już dawno siedziałyby na komisariacie i prosiły
o łagodne traktowanie.
Książkę czyta się lekko, ale nie wciąga
ona tak, jak bym sobie tego zażyczyła. Czytałam ją przez kilka dni,
chociaż spokojnie mogłabym ją połknąć w cztery godziny. „Schemat” pomimo
naprawdę dobrego pomysłu nie buduje należnego napięcia, dlatego tę
książkę można wrzucić do plecaka i czytać w komunikacji miejskiej,
kolejce w banku, czekając na kompana w kawiarni. Można ją czytać bez
poczucia, że przerywając lekturę, traci się coś ważnego. „Schemat” to po
prostu lekka rozrywka, raczej nie pozostawiająca człowieka z uczuciem
zagubienia czy przerażenia, czego należałoby oczekiwać od powieści,
której podtytuł głosi „psychothriller”. Bo to zbyt mocno powiedziane.
Arno Strobel "Schemat. Psychothriller", Prószyński Media, Warszawa 2014, 439[1]s.
Arno Strobel "Schemat. Psychothriller", Prószyński Media, Warszawa 2014, 439[1]s.
Sylwia Tomasik
Recenzja ukazała się pierwotnie w serwisie Bookeriada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz