wtorek, 5 sierpnia 2014

John Lutz "Puls"

Daniel Danielle przez wiele lat terroryzował Stany Zjednoczone. Robiła to również jego przyjaciółka – Danielle Daniel. Razem zabili ponad sto kobiet, chociaż skazani zostali jedynie za trzy udowodnione morderstwa. Problem w tym, że Daniel i Danielle to ta sama osoba. W powieści Johna Lutza spotykamy się ze sprawą bez literackiego precedensu, w której mamy do czynienia z przebiegłym i brutalnym mordercą, który w zależności od swojej zachcianki może być mężczyzną lub kobietą.

Detektyw Frank Quinn musi się zmierzyć z tym, z czym miał nadzieję już nigdy nie mieć do czynienia. Daniel Danielle powszechnie uznany został za zaginionego w czasie huraganu i chociaż nigdy nie znaleziono jego ciała, utrzymuje się, że nie byłby w stanie przeżyć w panujących tego dnia warunkach pogodowych. Teoria ta zdaje się być prawdziwa, bo przez dziesięć lat nie dochodzi do żadnego morderstwa, które nosiłoby na sobie znamiona modus operandi Daniela. Aż do czasu, gdy trup zaczyna się ścielić naprawdę gęsto i wszystko wskazuje na to, że sprawcą zbrodni jest właśnie zaginiony przed laty psychopata.

Książka liczy ponad sześć setek stron i muszę przyznać, że nieco bym jej ujęła, bo chociaż ogólny zarys fabuły jest bardzo interesujący, to jednak odniosłam wrażenie lekkiego przegadania. Plusem jednak są udane próby nadawania bohaterom zdolności posługiwania się potocznego języka, czego często w literaturze popularnej brakuje. Kontakty międzyludzkie sprawiają bardzo naturalne wrażenie i można poczuć nutkę sympatii lub niechęci do bohaterów. Nie są oni jednowymiarowi, ale posiadają swoje sekrety, słabostki i codzienne lęki, z którymi muszą się borykać.

Bardzo podobała mi się postać Pearl, bo przywołuje na myśl kobiety z czarnych kryminałów amerykańskich. Cała powieść nie jest w tym klimacie utrzymana, ale sama Pearl właśnie takie wywołała u mnie wrażenie. Kobieta, która nie ma już dwudziestu lat, znająca życie, stanowiąca dla Quinna nie tylko wsparcie, ale przede wszystkim kompana w trudnej pracy. Poza tym z czasem Quinn dowiaduje się, że nie wiedział o swojej partnerce wszystkiego, a to, co teraz wychodzi na jaw nie daje się przełknąć na raz. Do tego dochodzi dziwna przypadłość sprawcy morderstw, na zrozumienie której czytelnik będzie musiał poczekać znaczną część książki. Z jakiegoś powodu wszystkie ofiary są łudząco podobne do Pearl, a wszyscy biorący udział w sprawie starają się o tym głośno nie mówić, chociaż podobieństwo jest oczywiste.

Pomimo tego, że powieść dała się łatwo i dość przyjemnie przeczytać, nie wciągnęła mnie tak, jak kilka innych ostatnio recenzowanych tytułów. Czegoś mi w niej brakło, czegoś było zbyt wiele, a może po prostu spodziewałam się, że wątek Daniela Danielle alias Danielle Daniele zostanie poprowadzony nieco inaczej, bo chociaż sam w sobie pomysł był bardzo innowacyjny, to jednak nie zaspokoił mojej czytelniczej ciekawości. Niemniej jednak powieść zostaje przeze mnie pozytywnie oceniona, bo pomimo tego, że czytałam ja na kilka podejść, to jednak nie mogę autorowi odmówić ciekawej i dobrze poprowadzonej intrygi.

Sylwia Tomasik

John Lutz, Puls, Warszawa 2013.

Recenzja ukazała się pierwotnie w serwisie Bookeriada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz