"Białe kruki" - tytuł zobowiązuje. Christer Mjåset wysoko stawia sobie poprzeczkę, ale daje jej radę. "Białe kruki" to jedna z najlepszych książek, jakie ostatnio czytałam. I muszę przyznać, że jestem zdziwiona tym faktem, bo spodziewałam się zupełnie innej literatury. Dostałam natomiast powieść, która nazwana została thrillerem medycznym. Ja nie jestem pewna czy to dobra klasyfikacja, bo równie dobrze można by "Białe kruki" nazwać powieścią obyczajową czy społeczno-obyczajową.
Zacznę od krótkiego opisu fabuły. Akcja dzieje się w szpitalu, w środowisku neurochirurgów. Czas jest gorący, bo zbliża się termin ogłoszenia konkursu na stałe stanowisko, o które walczy kilku stażystów. Każdy z nich chce zachować pracę, każdy liczy na to, że jego kariera medyczna nabierze rozpędu. Okazuje się jednak, że skupienie się wyłącznie na pracy nie jest proste, bo każdy posiada swoje prywatne życie, które skutecznie komplikuje życie zawodowe.
Moim skromnym zdaniem powinnam móc skończyć recenzję na krótkim: dla mnie rewelacja, bo naprawdę nie mam się do czego przyczepić. Przeczytałam całą powieść na jeden raz, nie mogłam się wręcz od niej oderwać. Pozwolę sobie jednak na rozwinięcie tego werdyktu.
Po pierwsze bohaterowie i ich życie. Jak już wspomniałam, życie prywatne skutecznie komplikuje ich sytuację zawodową. Nie dochodzi jednak do sytuacji nierealnych, nikt z bohaterów nie zostaje przez życie doświadczony w sposób szczególny. Brak jest w ich perypetiach przesady. Ot, zwykłe życie. I to mnie właśnie najbardziej zaskoczyło (pozytywnie, rzecz jasna). Bo pomimo tego, że życie Mathiasa, Thei czy Wernera nie różni się od każdego innego (pomijając oczywiście to, że są oni dobrze rokującymi młodymi neurochirurgami), wciąż coś się w nim dzieje, coś spędza im sen z powiek, nie pozwala na dokańczanie codziennych spraw i zadbanie o swoją przyszłość. Tu dziewczyna, tu znowu żona, matka ma kłopot, artykuł nie wysłany, zarwana noc, samotność, ciągły pęd, rezygnacja z marzeń... To wszystko przewija się przez karty "Białych kruków".
Po drugie sam główny wątek, czyli walka o posadę na oddziale. Świetnie skonstruowany, obnażający wszystkie blaski i cienie szpitalnej polityki. Nie masz pleców, publikacji, nie prowadzisz znaczących badań naukowych, nie jesteś w stanie zaoferować swojemu mentorowi czegoś ponad normę - możesz zapomnieć o stanowisku. W tej walce nie ma przyjaciół, nie ma sprzymierzeńców. Każdy jest konkurentem, nikt nie będzie płakał, jeśli powinie ci się noga i odpadniesz z wyścigu. To, co miało być thrillerem medycznym, dla mnie okazało się być niezwykle realistycznie napisanym thrillerem politycznym. Bo nie ma znaczenia, czy chodzi o wielką, czy o małą politykę. Uczciwi i tak zawsze są z tyłu.
Sprawa trzecia, ostatnia, to ukazanie warunków pracy neurochirurgów, stresu jaki jej towarzyszy. Miałam okazję ostatnio przeczytać książkę, w której nie było za grosz napięcia, chociaż akcja obracała się wokół torturowania kobiet. Tutaj emocje neurochirurga przed wykonaniem zabiegu potrafią zmrozić krew w żyłach. Jest napięcie, jest strach, poczucie odpowiedzialności. A potem wielka radość lub przerażenie.
Dawno nie czytałam książki, która w tak przyjemny sposób łączyłaby w sobie zalety powieści psychologicznej, akcji i równocześnie spełniającej funkcje powieści czysto rozrywkowej. Przy "Białych krukach" po prostu nie sposób się nudzić.
Sylwia Tomasik
Sylwia Tomasik
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Smak Słowa.
Książka do nabycia tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz