wtorek, 7 lipca 2015

Małgorzata Pośpiech "Miasteczko"

„Miasteczko” to powieść, która nie pozwala czytelnikowi przejść nad nią do porządku dziennego. To opowieść mocno frapująca, zmuszająca do zastanowienia się nad własnym miejscem w świecie. Jest bardzo mocno intrygująca i chociaż od chwili, gdy ją skończyłam czytać minęło już trochę czasu, wciąż nie wiem, czy powinno się ją klasyfikować jako powieść? Bardziej pasowałoby określenie „fabularyzowany reportaż”. Do tego bardzo mocny reportaż.

Małgorzata Pośpiech zdecydowała się w „Miasteczku” na poruszenie tematu trudnego, nie tylko dla niej, ale także dla całego polskiego społeczeństwa. Z jednej strony ona sama musiała się zmierzyć z prawdą o swoim ojcu, z drugiej pokazuje nam, Polakom,  że nie wszystko jest tak jednobarwne, jak nam się wydaje. Prowadzone przez autorkę przez pięć lat prace, głównie opierające się na wizytach w archiwach i rozmowach ze świadkami, doprowadziły ją do brutalnej prawdy o człowieku, którego nigdy przy niej nie było, a który być powinien – ojca.
Kiedy czytamy relację Małgorzaty Pośpiech, szczególnie jej zwierzenia jako dziewczynki, która obraz ojca budowała przede wszystkim na stosunku matki do niego, boimy się tak jak ona. Ojciec – potwór, gwałtownik, alkoholik. Wizerunek ten, groźny i niepokojący, byłe jednak przez lata jednak tylko odległą fatamorganą. Nagłe zderzenie z rzeczywistością pozwala Pośpiech dotrzeć do prawdy o ojcu. Zweryfikować posiadane do tej pory wyobrażenie o nim. I to właśnie jest najtrudniejsza warstwa całej opowieści – unaocznienie tego, co do tej pory, chociaż przerażające, pozostawało wyłącznie w sferze wyobrażeń.
            
 Zderzenie nastąpiło przypadkiem. Pośpiech natrafiła w jeden z publikacji IPN na nazwisko swojego ojca i stało się dla niej jasne, że demoniczne wyobrażenie ma  w sobie wiele prawdy. Jak się okazało, w październiku 1945 roku w Kępnie dokonana została przez Urząd Bezpieczeństwa zbrodnia na mieszkańcach miasteczka. Był to odwet za zabicie w miejscowej Gospodzie pod Łabędziem dwóch funkcjonariuszy. W odwecie tym życie straciło kilku z kilkudziesięciu mieszkańców miasteczka a wydarzenie to przeszło do historii pod nazwą „krwawa noc kępińska”. Pomimo usilnych prób, nie udało się zatuszować tej sprawy. Wiele lat później, dzięki Małgorzacie Pośpiech sprawa ta ponownie ujrzała światło dzienne. Jaka w tym wszystkim była rola jej ojca? W prowadzonym już po śmierci Stalina procesie pełnił on rolę głównego oskarżyciela. Wiadomo było, że miał związek z tymi wydarzeniami, ale jaki? Czy był sprawcą mordu? Czy może wypełniał obowiązki? Padł ofiarą systemu bez względu na to, po której stronie barykady stał?
          
To tylko jeden z wątków fascynującej, autobiograficznej opowieści zawartej w „Miasteczku”. To nie tylko brodzenie w brudach przeszłości, ale również konieczność zmierzenia się z dorosłym życiem w cieniu tragedii, zarówno tragedii córki, jak i tragedii mieszkańców miasteczka. Pozostałe wątki komplikują odbiór książki, ale i nadają jej głębszy wymiar. Pokazują, że nic nie dzieje się w oderwaniu od innych wydarzeń. Jestem pod wielkim wrażeniem tej książki i polecam ją każdemu, kto nie boi się wyzwań literackich. „Miasteczko” Małgorzaty Pośpiech łamie tabu historyczne i stawia w samym środku wydarzeń nie anonimowego uczestnika, ale realną postać, osobę, która jak wiele innych przez kolejne lata musi się zmierzyć z ciężarem tak trudnych tematów – siebie.

Małgorzata Pośpiech "Miasteczko", Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2014.

Recenzja ukazała się pierwotnie w serwisie Bookeriada.

Sylwia Tomasik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz