Od wielu lat jestem czytelniczką różnego rodzaju czasopism kryminalnych, jakie ukazują się na polskim ryku prasy. Nie powiem, abym byłą wierną czytelniczką, raczej "z doskoku" i "jak sobie przypomnę", chociaż ostatnio staram się o nowych numerach nie zapominać. Recenzowanie czasopism do dla mnie nowość, mam nadzieję, że Wam się spodoba. Odgrażałam się już dawno, ale nie miałam okazji pomysłu zrealizować. Stąd też pomysł na tydzień z czasopismami, w czasie którego przedstawię Wam kilka dostępnych na rynku tytułów. Przez ten tydzień dokona się weryfikacja ich jakości, a razem z nią ustalę, które czasopisma będę dla Was recenzować w przyszłości, mam nadzieję regularnie.
Na pierwszy ogień idzie najnowszy numer czasopisma "Reporter", czyli nr 7/8 na rok 2015. "Reporter" w obecnej formie ukazuje się od roku 2013 i niewiele ma wspólnego ze swoją pierwotną formą, która ukazywała się w latach 1988-1991.
O ile początkowo było to pismo, które pomagało czytelnikom w zrozumieniu tajników pracy reporterskiej, przede wszystkim poprzez publikację wysokiej jakości reportaży na wiele tematów, o tyle dzisiaj ma ono charakter kryminalny i dość wątpliwą jakość, niemniej spośród dostępnych pism tego rodzaju na pewno wyróżnia się kilkoma pozytywami.
O ile początkowo było to pismo, które pomagało czytelnikom w zrozumieniu tajników pracy reporterskiej, przede wszystkim poprzez publikację wysokiej jakości reportaży na wiele tematów, o tyle dzisiaj ma ono charakter kryminalny i dość wątpliwą jakość, niemniej spośród dostępnych pism tego rodzaju na pewno wyróżnia się kilkoma pozytywami.
Zacznę od omówienia szaty graficznej, czyli tego elementu, który w moim przypadku jest elementem ostatecznie decydującym o tym, czy do danego pisma zasiądę, czy też nie. Okładka musi zainteresować czytelnika. Dlatego pełna jest szokujących nagłówków w tonie "Zostań moją dziewką" czy "Małżeństwo pogrzebane żywcem". Niezbyt to wyszukane, ale oddające istotę omawianych spraw. Na plus dla czasopisma są fotografie, nie zawsze wysokiej jakości, ale najczęściej trafione względem artykułu, przedstawiające jego prawdziwych bohaterów. I co ważne: w kolorze (a to jak się okazuje jest ekstrawagancja, jeśli chodzi o pisma kryminalne)! Jeśli chodzi o papier, to pozostawia wiele do życzenia, ale cóż... liczy się zarobek, a tani papier, zwany przeze mnie "makulaturową szmatą z roli" wysokich kosztów nie generuje, ale równocześnie nie wywołuje uśmiechu na ustach czytelników. Ale czy to jest tak naprawdę problem? Przecież takie czasopisma się czyta i wyrzuca, rzadko kolekcjonuje (ja zbieram z nich tylko wycinki z ciekawszymi tekstami). Nie ma więc na co narzekać.
Najważniejsza sprawa - treść. Nie każdy numer jest tak samo dobry lub tak samo zły. Nie chciałabym zatem całego "Reportera" oceniać po jednym numerze. Zapewniam, pismo to kupuję (nieregularnie) od 2013 roku i właściwie zawsze jest w nim coś ciekawego do poczytania. A jak oceniam treść numeru 7/8 2015?
Krzykliwe nagłówki to naturalny element tego rodzaju prasy, dlatego nie dziwi mnie ich brzmienie. W numerze można przeczytać teksty takie, jak wspomniany już "Zostań moją dziwką" czy "Małżeństwo pogrzebane żywcem", a także "Upadła legenda miliardera", "Śmierć w psychiatryku", "Zmielony z zazdrości". Niektóre z tytułów już na pierwszy rzut oka zdradzają, z jakiego rodzaju sprawami ostatnich miesięcy czy lat mamy do czynienia. "Zostań moją dziwką" to tekst, który stanowi wynik śledztwa numeru, a dotyczy tajemniczej działalności niejakiego Krystka, który jako zamieszkany w działalność sutenerską mógł mieć coś wspólnego z głośnym zaginięciem Iwony Wieczorek. I pomimo tego, że temat ten został wybrany na temat numeru, mnie zainteresowały w nim inne, mniej wyeksponowane teksty. Na pewno na uwagę zasługują trzy teksty wchodzące w skład serii (?) "krwawe losy gangów", w której omówione zostały najważniejsze wydarzenia związane z działalnością grup z Mokotowa, Żoliborza i Modlina. A ponieważ wisienka na torcie może być tylko jedna, moim zdaniem w omawianym numerze "Reportera" jest nią krótki tekst Piotra Ambroziewicza, który skrywa się na stronie 64 w cyklu "Zdarta płyta". Autor zadaje w tekście pod tytułem "Ze skutkiem śmiertelnym" bardzo trafne pytanie o to, dlaczego zabójcy dzieci, w szczególności zaś ojcowie, ojczymowie czy partnerzy ich matek, odpowiadają najczęściej za pobicie ze skutkiem śmiertelnym, prawie nigdy zaś za zabójstwo? Odpowiedź na to pytanie nie zostaje znaleziona, ale to nie ma znaczenia. Liczy się wniosek, który autor wysuwa na zakończenie swojego tekstu, a który ja pozwolę sobie zacytować: "może ktoś spytać: czy to naprawdę istotne [rodzaj paragrafu]? Myślę, że tak, odkąd nie ma już pewnego pożytecznego urządzenia z zapadnią".
Można powiedzieć, że "Reporterze" każdy znajdzie coś dla siebie, bez względu na to, jakiego rodzaju historie kryminalne najbardziej go interesują. Są gangi, są nierozwiązane sprawy, jest historia niezidentyfikowanych zwłok, znalazło się również miejsce dla starych kryminalnych historii rodem z PRL. Jest i krzyżówka, komiks i zabawne historyjki, najczęściej dotyczące nieudolnych sprawców drobnych przestępstw.
Na koniec pozostaje kwestia stosunku jakości do ceny. W chwili recenzji numer "Reportera" kosztował 4,5 zł. Za takie pieniądze można wymagać czegoś lepszego, głównie jeśli chodzi o papier (tak, wiem, czepiam się, w końcu "Reporter" jako jedno z nielicznych czasopism kryminalnych, które nadają się do czytania, posiada okładkę z cienkiej kredy), ale treść dostatecznie rekompensuje ten minus. Należy również zauważyć, że "Reporter" jest miesięcznikiem, więc z drugiej strony cena nie wydaje się być wygórowana. Ostatecznie powiem tak: Za 4,5 zł czytelnik dostaje niemalże 70 stron aktualnych historii kryminalnych z rodzimego podwórka. Jest co poczytać, a w tekstach daje się wyczuć dobra reporterska robota.
"Reporter" nr 7/8 rok III lipiec-sierpień 2015, [s:] 68.
Sylwia Tomasik
Sylwia Tomasik
Sprawdzę o ile nie jest to blog z serii "zarabiam z reklam"
OdpowiedzUsuńDrogi Anonimowy: nie zarabiam ani "z reklam", ani też "na reklamach". Jeśli jakiś post będzie sponsorowany, na pewno zostaniecie o tym poinformowani. Póki jednak zajmuję się literaturą (w tym wypadku prasą), nie kosmetykami czy produktami żywnościowymi, nie zanosi się na jakikolwiek zarobek.
Usuń