piątek, 15 kwietnia 2016

PREMIERA - Jørn Lier Horst "Ślepy trop"

Do kolejnej wydanej w Polsce powieści Horsta zasiadłam z wielkim zaciekawieniem, ponieważ pamiętałam, jak wiele radości dały mi poprzednie trzy części serii o policyjnej pracy Williama Wistinga. Nie zawiodłam się, książka trzyma poziom, do którego się przyzwyczajam.

W powieści mamy do czynienia z kilkoma zagadkami. Najpierw morderstwo taksówkarza. Potem zabójstwo noworoczne, o którym miasteczko już prawie zdążyło zapomnieć. W tle przestępczość zorganizowana, która szybko przechodzi na pierwszy plan. Ale to tylko kilka zagadek spośród wielu, z jakimi musi się zmierzyć Wisting oraz inni bohaterowie. Problem zaczyna się, gdy wątki, które jakimś cudem udaje się, zarówno komisarzowi, jak i czytelnikowi, pozbierać, nagle rozsypują się. "Ślepy trop" to powieść kryminalna, która wodzi czytelnika za nos, ale robi to z taką gracją, że czytelnik jest jej za to naprawdę wdzięczny.

Dwa motywy nie po raz pierwszy pojawiają się w twórczości Horsta i są jego znakiem rozpoznawczym. Przede wszystkim myślę o realizacji "społecznego zaangażowania" powieści kryminalnej w jego wydaniu. Akcja nie jest bowiem oderwana od realiów codzienności, zdemaskowane zostają w niej powszednie ludzkie problemy, zarówno te drobne, jak i poważne życiowe tragedie. Nauka, która płynie z historii Horsta jest prosta: przed przeszłością nie uciekniesz, jeśli się z nią ostatecznie nie rozliczysz. Z drugiej strony Horst nie przestaje wskazywać na nieudolność organów ścigania, z którą zapewne sam niejednokrotnie się spotykał w swojej pracy policjanta. Autor nie boi się mocnych słów ukazując niechlubną prawdę: dla policjanta często najważniejsze jest szybkie zakończenie sprawy. Niekoniecznie w oparciu o dowody. Ważne, że ułożona historia zdaje się być wiarygodna.

To, co mnie bardzo rusza w "Ślepym tropie" to właśnie ich ciągła zmiana, a także drobne zagadki, smaczki z wątków pobocznych, ale też drobne wydarzenia z głównej osi wydarzeń, które mogłyby minąć bez echa, jednak na mnie wywarły wrażenie. Jak chociażby sejf. Intrygował mnie od początku, odkąd wzięłam książkę do ręki i przyjrzałam się jej okładce. Co jest w tym sejfie? - pytałam siebie przez pierwsze rozdziały. A gdy przyszło do jego otwierania, wierzcie mi, czułam nie mniejszy niepokój niż Line i jej koleżanka Sofie, która weszła w posiadanie nieszczęsnego sejfu.

Tym razem mam też mniej i bardziej poważne "ale". Pierwsze z nich dotyczy treści powieści. Jeden z wątków pobocznych do układanie sobie życia przez Line, córkę Wistinga. Młoda kobieta wprowadziła się do nowego domu, przeprowadza więc podstawowy remont. Maluje ściany, ba! Maluje sufity, listwy, framugi, przesuwa ciężkie meble. Niby nic dziwnego, gdyby nie to, że jest w 9 miesiącu ciąży. Tak, wiem, farby były nietoksyczne. Mimo wszystko, dziewczyna nie jest sportsmenką, więc nie widzę u niej wielkiej kondycji i super sprawności w maksymalnie zaawansowanej ciąży. W jednej ze scen koleżanka prosi bohaterkę o to, aby zeszła do ciemnej piwnicy i włączyła korki. Innym razem podrzuca jej na cały dzień żywiołowego rocznego dzieciaka. Czy to nie zbyt wiele jak na kobietę, która na dniach będzie rodzić? Line zdaje się być rozsądną i świadomą swojej sytuacji kobietą, dlaczego więc kładzie sobie na brzuchu laptopa? Tak, to też wiem, że na kolanach nie jest wygodnie, bo właśnie brzuch jej przeszkadza, ale czy przyszła matka oczekująca na swoje pierwsze dziecko zachowałaby się w ten sposób?

Sprawa druga dotyczy wydania i korekty. Zgłaszam w tym miejscu problem, ale postaram się jeszcze dowiedzieć u Wydawnictwa Smak Słowa, czy dotyczy on wszystkich egzemplarzy "Ślepego tropu" na rynku. Chodzi o mi pojawiające się co kilkadziesiąt stron podkreślenia pojedynczych wyrazów oraz literówki. Podkreślenia być może nie są zbyt irytujące. Przez chwilę myślałam nawet, że może Horst postanowił się zabawić z czytelnikami, czułam jednak, że taka interaktywność nie jest w jego stylu. Faktycznie, podkreślone wyrazy nie układają się w żadną logiczną całość. A literówki - no cóż, być może nie ma ich wiele, ale tekst rzekomo był już po korekcie. Zastanawiam się, czy ich obecność i obecność tych podkreśleń nie wynika z tego, że dostarczone do recenzji egzemplarze promocyjne są jeszcze przed korektą ostateczną. Dopytam wydawcę i dam znać.

Poza tym nie mam się do czego przyczepić i nie zgadzam się z opiniami, które niejednokrotnie było mi danej czytać w Internecie: że ta powieść to powrót Horsta do formy z "Jaskiniowca", że akcja jest rozwlekła, że wątek złego gliny nie jest zbyt dobrze zarysowany i umotywowany. Moim zdaniem "Ślepy trop" to naprawdę dobrze skonstruowana powieść, którą łyka się na raz.

Warto jest jeszcze dodać, że polski wydawca Horsta powieści z cyklu o Williamie Wistingu serwuje w odmiennej kolejności, niż były one  wydawane w oryginale. Nic nie szkodzi, nie ma się co martwić. Powieści Horsta są tak napisane, że każdą z nich można czytać jako integralną historię. Powiązania pomiędzy częściami, widoczne przede wszystkim na płaszczyźnie życia prywatnego bohaterów, są na tyle wyraźne i usytuowane równocześnie w tle, że ich przemieszanie nie zaburza ogólnego odbioru serii.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Smak Słowa.


Sylwia Tomasik

Jørn Lier Horst "Ślepy trop", Wydawnictwo Smak Słowa, Sopot 2016.


1 komentarz:

  1. Ja dalej nie czytałam nic tego autora i ciągle zastanawiam się, czy sięgać po niego. Sama nie wiem, jakkolwiek ufam Twojej opinii ;)

    OdpowiedzUsuń