Uniwersum Metro 2033 zna każdy, kto choć
trochę siedzi w tematyce post-apo lub w ogóle science fiction. I kto
zna uniwersum, ten wie, czego się po nim spodziewać. Jeśli miałeś
z nim styczność, czy to w grze, czy którejkolwiek części powieści,
a dzisiaj zastanawiasz się czy warto jest sięgnąć po „Dziedzictwo
przodków”, odpowiadam Ci: warto i to bez dwóch zdań!
Na tym właściwie mogłabym skończyć
recenzję, bo wiem, że zapaleńców post-apo nie trzeba namawiać do żadnej
powieści z serii Uniwersum. Ale są przecież jeszcze czytelnicy,
których zachęcić trzeba. A więc, zachęcam!
Osobiście wspomnianym zapaleńcem
post-apo nie jestem, ale Metro wywarło na mnie ogromne wrażenie, kiedy
tylko pierwszy raz je zobaczyłam. Luby grywał w „Metro 2033” a ja
siedziałam obok i oglądałam cały ten świat przyszłości. Czułam klimat
tego świata i miałam ochotę na więcej. Sięgnęłam więc po książki. Poszła
część pierwsza, druga. Było dobrze. W trzeciej coś mi nie spasowało
i tak się moja przygoda z uniwersum skończyła. Czasem tylko prosiłam
lubego: zagraj w Metro, chcę popatrzyć! Czas mijał i w końcu nadarzyła
się okazja do przeczytania „Dziedzictwa przodków”. Nie zastanawiałam się
ani chwili, ale nie to jest ważne. Ważne jest to, że naprawdę nie
żałuję powrotu do Uniwersum, że historia jest niewiarygodnie dobrze
napisana, że szczegóły fabuły, choć czasem smutne lub przerażające, śnią
mi się po nocach, a ja nie chcę się budzić.
W „Dziedzictwie przodków” metro odgrywa
marginalną rolę, wszak akcja dzieje się w Kaliningradzie, a tam metra
nie ma. Może i nie ma, ale są bunkry i to nie byle jakie, bo
poniemieckie, skrywające wiele mrocznych tajemnic Trzeciej Rzeszy.
Jeszcze przed katastrofą roku 2033, kilkoro młodych ludzi schodzi
do podziemi w poszukiwaniu przygód i śladów przeszłości. Nie spodziewają
się, że niemiecki bunkier jest doskonale zabezpieczony, a kto do niego
wejdzie, ten prawdopodobnie już nigdy nie znajdzie drogi
na powierzchnię. Kiedy jednemu z dzieciaków udaje się wydostać, świat
stoi na krawędzi katastrofy. Tych kilka ostatnich spojrzeń na świat
pozostanie mu w pamięci przez całe przyszłe życie spędzone
w podziemiach.
Wiele lat później u wybrzeży
Kaliningradu pojawia się obca armia. Jest szczególnie przerażająca, bo
wygląda wypisz wymaluj jak złożona z żołnierzy SS. Czego szukają
w Rosji? Skąd pochodzą? Czy tajemnicze podziemia skrywają tak wielkie
tajemnice, że warto do nich wracać wiele dziesięcioleci po zakończeniu
wojny?
Fabuła powieści naprawdę jest
zaskakująca, pełna odwołań do historii, niemalże namacalna w swojej
imitacji rzeczywistości. Suren Cormudian wykonał kawał świetnej roboty,
wiążąc wydarzenia historyczne z zagadkami i legendami oraz mroczną wizją
przyszłości. Świat uniwersum jest bardzo smutny, przepełniony rozpaczą
i bólem zamkniętych pod ziemią, pozbawionych szczęścia ludzi.
To miejsce, gdzie każdy chciałby uśmiechać się, kochać, decydować
o swoim życiu, ale również miejsce, gdzie nie ma miejsca na słabość,
zwątpienie i strach. W podziemiach Kaliningradu toczy się jednak życie,
przytłumione, nieśmiałe i słabe. „Dziedzictwo przodków” nie opuszcza
moich myśli już od kilku wielu dni, wciąż nie mogę się otrząsnąć
z atmosfery panującej w świecie po katastrofie.
Cormudian osiągnął niebywałą równowagę
pomiędzy poszczególnymi elementami powieści, fabułą, zagadką, emocjami
i grozą. Wiele ostatnio recenzowanych przeze mnie książek było naprawdę
dobrych, ale w przypadku tej książki brak mi jest słów, by ostatecznie
wyrazić swoje zdanie o niej. Może i nie jest to wysoka literatura
piękna, ale zapada w pamięć jak żadna. Po prostu przeczytajcie tę
książkę, uniwersum Metro trzeba poczuć, trzeba się w nim znaleźć, trzeba
stać się jego częścią, aby móc się o nim wypowiedzieć. Podsumowując:
polecam!
Suren Cormudian "Dziedzictwo przodków: Tod mit uns", Insignis Media, Kraków 2014, 474[4] s.
Suren Cormudian "Dziedzictwo przodków: Tod mit uns", Insignis Media, Kraków 2014, 474[4] s.
Sylwia Tomasik
Recenzja ukazała się pierwotnie w serwisie Bookeriada
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz