niedziela, 15 czerwca 2014

Opowiem Wam o moim bohaterze, komisarzu Marku Karpińskim

Opowiem Wam o moim bohaterze. Bohaterze, który pojawił się w mojej wyobraźni w 2010 roku i wciąż mnie nie opuszcza. Część z Was może go już znać, jeśli czytacie "Drugie dno". Jeśli nie - może to i lepiej, bo może uda i się Was namówić na spotkanie z nim.

Komisarz Marek Karpiński, bo o nim mowa, objawił mi się pewnego wiosennego poranka, który tak naprawdę przypominał raczej jesienne popołudnie. Nie pamiętam, co było z nim nie tak, ale wciąż mam przed oczami Karpińskiego, który tego dnia po raz pierwszy wybrał się ze mną na spacer. Dla niego na pewno była jesień, bo zamiast wystawiać się do słońca, jak to w marcu czy kwietniu czynią stęsknieni ludzie, on zapadał się coraz mocniej w swój płaszcz, wyklinając pod nosem słońce nie mogące się zdecydować na bycie za chmurami, czy też nie.

Tego poranka otworzyłam oczy a on już na mnie czekał. Siedział przy stole i palił papierosa. Nie poganiał, nic nie mówił, nie narzucał się. To nie była cierpliwość, raczej zewnętrzna harmonia doskonale maskująca przed niewprawnym okiem chaos ogarniający jego duszę. Nawet na mnie nie patrzył. Mijał poranek w zwykłym trybie, ja i Moja Druga Połowa zjedliśmy śniadanie, a potem każdy rozszedł się w swoją stronę.

Kiedy za Drugą Połową zamknęły się drzwi, gość w końcu się odezwał. "Komisarz Marek Karpiński - przedstawił się. - Będziemy razem pracować". Jak powiedział, tak się stało.

Nazwisko jak nazwisko, właściwie nigdy się nie zastanawialiśmy, skąd pochodzi. Ale imię ma znaczenie. Bo Marek to prawdziwy wojownik. Zawsze z kimś walczy. Jak nie ma z kim, to sam siebie dręczy. Bo taka jest jego natura, bo patronem jego jest Mars. Męczy go jego usposobienie, ale jak sam mi kiedyś powiedział, woli mieć nad sobą Marsa niż Apolla czy Dionizego. Przynajmniej ma normalnie brzmiące imię.

Nie mówi o sobie wiele. Każdą informację muszę z niego wyciągać. To samotnik, ale chyba nie z wyboru. Coś w nim siedzi, co nie pozwala mu zbliżać się do ludzi. Jak już wiem, co, bo go sprawdziłam, ale on jeszcze nie jest gotowy o tym mówić. Wygląda na więcej lat niż ma w rzeczywistości, bo to coś go zżera od środka i nie jest to rak, chociaż pewnie już na niego czeka, sądząc po tym, ile Marek wypala papierosów. Z drugiej strony, czy można mu odmówić tego nałogu? Ja już wiem, że nie, bo gdy ciąży nad kimś taki ciężar, jak nad Karpińskim, to można mu pozwolić na odrobinę samodestrukcji. Pewnie chcielibyście wiedzieć, co takiego stało się w życiu komisarza? Może będziecie mieli kiedyś okazję się dowiedzieć, bo historia kiełkuje od kilku lat, tylko się przebić nie może przez warstwę ziemi. Ale ma już tytuł. "Demony przeszłości".

Karpiński spogląda czasem w wysłużony telewizor i drwi z bohaterów seriali kryminalnych. Że niby tacy zgorzkniali, że fasonu nie trzymają. Sam też nie trzyma, ale stara się to ukrywać i jest w tym niezły. Pomaga mu w tym sprzątaczka, która dba o to, by zawsze miał w szafie czyste koszule. Sam raz próbował zrobić pranie, ale skończyło się jakąś katastrofą. Więcej nie próbował. Dba za to o higienę i lubi patrzeć w lustro, chociaż nie dlatego, że takie z niego ciacho. Gdy patrzy sobie sam w oczy, zmusza się do myślenia. Do rozwiązywania spraw. Nie zagadek, bo jak sam mówi, praca w policji to nie rozwiązywanie rebusów, ale walka o czyjeś życie lub spokój duszy. Klnie sam na siebie, gdy lustro nie daje mu odpowiedzi. A kiedy już ją znajdzie, śpi jak dziecko przez kilka nocy.


Na dziś tyle. Więcej nie mogę powiedzieć. Ale na pewno jeszcze spotkacie komisarza. W "Drugim dnie", jak się uda, to w "Demonach przeszłości". Nigdzie się nie wybiera. Wiem. Mówił mi niedawno.

Sylwia Tomasik

2 komentarze:

  1. „zapadał się coraz mocniej w swój płaszcz [przecinek] wyklinając”




    „Nie poganał” - nie poganiał
    „śniadanie [p] a potem każdy rozszedł się”
    „sie” - się

    „Gdy patrzy sobie sam w oczy [p] zmusza się do myślenia” - gdy patrzy sobie w oczy
    „A kiedy już ją znajdzie [p] śpi”
    Ogólnie to… Hm, całkiem szybko przeczytałam tekst, ale denerwował mnie ciągle przeplatający się w tej dość zgrabnej opowieści czasownik „mieć” i zmiany czasów w jednym zdaniu, ogólnie, wyszło tajemniczo i ciekawie, na plus.
    pozdrawiam, dzikie-anioly.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz, jest dla mnie bardzo cenny. Wprowadzę poprawki, cieszę się, że otrzymałam od Ciebie wskazówki.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń