Nie ukrywam, że do książki "Jaskiniowiec" podchodziłam przez kilka dni jak pies do jeża, chociaż moje ostatnie doświadczenie kryminałem norweskim sprawiło, że chodziło o jeża już lekko oswojonego. Udało mi się przełamać złą passę, w ramach której natrafiałam tylko na te kryminały skandynawskie, po którym mogłam tylko zapytać: co ludzie w tym widzą?
"Jaskiniowiec" jest dowodem na to, że dobra passa trwa. Spędziłam nad tą książką kilka przyjemnych godzin, przede wszystkim zaś dlatego, że autorowi, Horstowi, udało się osiągnąć coś, czego w poprzednich kryminałach skandynawskich mi brakowało: równowagi pomiędzy specyficznym klimatem drugiego brzegu Bałtyku a potrzebami czytelników na starym kontynencie. Z tego, co sprawiało, że do tej por odrzucałam książki szwedzkich czy norweskich pisarzy, udało mi się zrobić coś, co sprawia, że tym bardziej chętnie będę teraz po nie sięgać. Wydaje mi się, że do tej pory trudno mi się czytało kryminały skandynawskie właśnie dlatego, że opisywane w nich realia życia są tak bardzo odmienne od naszych, a niemalże nikt wcześniej nie pokazał mi, w jaki sposób należy obrać poprawkę, aby móc czerpać z tych książek przyjemność. Horst daje nam do zobaczenia Norwegię w całej jej okazałości, nie starając się niczego ukryć, tym bardziej żadnego nieprzyjemnego tematu. Nie chodzi o to, że "Jaskiniowiec" w jakiś sposób łamie kanon i stereotypy, ale nie koloruje tego, co jest szare. W czym rzecz? O tym za chwilę.
Najpierw kilka słów o fabule. Znalezione zostają zwłoki samotnego mężczyzny. Okazuje się, że zmarły spędził cztery miesiące w fotelu przed telewizorem. Przez ten czas nikt nie interesował się jego losem. Ta historia wzbudza refleksje w młodej dziennikarce, córce policjanta, która postanawia napisać reportaż o zapomnianych ludziach. Prowadzi własne śledztwo, które doprowadza ją do wniosku, że nie zmarły nie umarł z przyczyn naturalnych. Równocześnie prowadzone jest śledztwo policyjne, które łączy się ze znalezieniem kolejnych zwłok. Policja odkrywa kolejne elementy układanki, w której nic nie jest takie jak się wydawało a każdy nosi na twarzy maskę. W sprawę angażuje się FBI, co świadczy o tym, że sprawa jest naprawdę poważna. Jeśli poszlaki okażą się prawdziwe, będzie chodziło o kilkadziesiąt zbrodni.Więcej nie zdradzę, bo nie chcę nikomu psuć przyjemności czytania. Ale mogę powiedzieć, że jest ona naprawdę wielka. Rozdziały są potoczyste, nieprzegadane, krótkie i zwięzłe. Akcja dynamiczna i prowadzona z różnych perspektyw, przez co nie staje się nudna. Książka nie jest naiwna, to znaczy zagadka jest realistyczna, jej rozwiązanie niezbyt łatwe, ale też nie "wzięte z kosmosu".
Sylwia Tomasik
Jørn Lier Horst, Jaskiniowiec, Sopot 2014.
Serdecznie dziękuję za przekazanie książki do recenzji Wydawnictwu Smak Słowa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz