poniedziałek, 8 września 2014

Jørn Lier Horst "Jaskiniowiec"

Nie ukrywam, że do książki "Jaskiniowiec" podchodziłam przez kilka dni jak pies do jeża, chociaż moje ostatnie doświadczenie  kryminałem norweskim sprawiło, że chodziło o jeża już lekko oswojonego. Udało mi się przełamać złą passę, w ramach której natrafiałam tylko na te kryminały skandynawskie, po którym mogłam tylko zapytać: co ludzie w tym widzą?
 
"Jaskiniowiec" jest dowodem na to, że dobra passa trwa. Spędziłam nad tą książką kilka przyjemnych godzin, przede wszystkim zaś dlatego, że autorowi, Horstowi, udało się osiągnąć coś, czego w poprzednich kryminałach skandynawskich mi brakowało: równowagi pomiędzy specyficznym klimatem drugiego brzegu Bałtyku a potrzebami czytelników na starym kontynencie. Z tego, co sprawiało, że do tej por odrzucałam książki szwedzkich czy norweskich pisarzy, udało mi się zrobić coś, co sprawia, że tym bardziej chętnie będę teraz po nie sięgać. Wydaje mi się, że do tej pory trudno mi się czytało kryminały skandynawskie właśnie dlatego, że opisywane w nich realia życia są tak bardzo odmienne od naszych, a niemalże nikt wcześniej nie pokazał mi, w jaki sposób należy obrać poprawkę, aby móc czerpać z tych książek przyjemność. Horst daje nam do zobaczenia Norwegię w całej jej okazałości, nie starając się niczego ukryć, tym bardziej żadnego nieprzyjemnego tematu. Nie chodzi o to, że "Jaskiniowiec" w jakiś sposób łamie kanon i stereotypy, ale nie koloruje tego, co jest szare. W czym rzecz? O tym za chwilę.

Najpierw kilka słów o fabule. Znalezione zostają zwłoki samotnego mężczyzny. Okazuje się, że zmarły spędził cztery miesiące w fotelu przed telewizorem. Przez ten czas nikt nie interesował się jego losem. Ta historia wzbudza refleksje w młodej dziennikarce, córce policjanta, która postanawia napisać reportaż o zapomnianych ludziach. Prowadzi własne śledztwo, które doprowadza ją do wniosku, że nie zmarły nie umarł z przyczyn naturalnych. Równocześnie prowadzone jest śledztwo policyjne, które łączy się ze znalezieniem kolejnych zwłok. Policja odkrywa kolejne elementy układanki, w której nic nie jest takie jak się wydawało a każdy nosi na twarzy maskę. W sprawę angażuje się FBI, co świadczy o tym, że sprawa jest naprawdę poważna. Jeśli poszlaki okażą się prawdziwe, będzie chodziło o kilkadziesiąt zbrodni.

Więcej nie zdradzę, bo nie chcę nikomu psuć przyjemności czytania. Ale mogę powiedzieć, że jest ona naprawdę wielka. Rozdziały są potoczyste, nieprzegadane, krótkie i zwięzłe. Akcja dynamiczna i prowadzona z różnych perspektyw, przez co nie staje się nudna. Książka nie jest naiwna, to znaczy zagadka jest realistyczna, jej rozwiązanie niezbyt łatwe, ale też nie "wzięte z kosmosu".

Bardzo cieszy mnie fakt, że pisarze zaczynają bardzo zgrabnie w swoje powieści wplatać prawdę. Rzecz jasna, powieść kryminalna z zasady powinna się opierać na wydarzeniach możliwych, czyli prawdopodobnych. Od niedawna natomiast pisarze poruszają w swoich tekstach problemy społeczne aktualne, takie, których obecność jest dla każdego społeczeństwa niewygodna. Nie inaczej jest w przypadku "Jaskiniowca", w którym autor prowadzi zgrabne rozważania na temat ludzkiej samotności, wpływu przeszłości na teraźniejszość i cudzych decyzji na kształt naszego życia. Ponadto Horst w sposób ciekawy i niekonwencjonalny doprowadził do połączenia realiów norweskich z międzynarodową zagadką. Warto również nadmienić, że w czasach kiedy seryjni mordercy jako główni bohaterowie powieści kryminalnych swoje lata świetności mają już za sobą, bo wydaje się, że powiedziano o nich wszystko, co było do powiedzenia, "Jaskiniowiec" otwiera przed nami nowe horyzonty. Obecność FBI na terenie Norwegii wyraźnie odświeża wizerunek tej agencji, która już zdążyłam mi się przejeść.

Na koniec chciałam powiedzieć, że porównanie Horsta do Nesbø jest w moim odczuciu krzywdzące dla tego pierwszego. Nie żeby w prozie Nesbø było coś niewłaściwego (chociaż prawdą jest, że ile razy próbuję przez jakąś jego powieść przebrnąć, to mi się to nie udaje i znowu odsuwam się od Skandynawii), ale styl pisarski Horsta jest zupełnie inny, niemożliwy do porównania ze stylem ututyłowanego już pisarza. Raczej nazwałabym go nowym królem, nową osobistością, kolejnym bardzo dobrym pisarzem norweskim, nigdy zaś nowym kimś, kto już był. Nie powinniśmy obdzierać nikogo z osobowości, zwłaszcza że w "Jaskiniowcu" Horst udowadnia, że nie potrzebuje się na nikim wzorować, aby napisać kawałek dobrej prozy kryminalnej. 

Sylwia Tomasik

Jørn Lier Horst, Jaskiniowiec, Sopot 2014.

Serdecznie dziękuję za przekazanie książki do recenzji Wydawnictwu Smak Słowa!

 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz