Stephen King znany jest przede wszystkim jako autor poczytnych powieści grozy, przy czym faktycznie nie można mu odmówić prawa do tytułu mistrza tego gatunku. Zwłaszcza jeśli chodzi o ilość sprzedanych egzemplarzy powieści, King nie ma sobie równych. Ja również cenię sobie jego książki, ale niekoniecznie mam na myśli horrory. Być może narażę się fanom Kinga, ale w mojej ocenie znaczna część horrorów jego autorstwa stoi po prostu na średnim poziomie. Co innego powieści obyczajowe, niekiedy zaliczane do kryminalnych, czasem zaś sięgające do korzeni realizmu magicznego, zasługują w mojej ocenie na większa uwagę. Jedną z takich powieści, quasi kryminalnych, jest "Dolores Claiborne", mistrzostwo w każdym calu.
Książka opowiada historię tytułowej Dolores, a raczej to sama Dolores opowiada o swoim życiu. Jest narratorką powieści, jej protagonistą, sprawcą, katem, ofiarą, przede wszystkim zaś zwyczajną kobietą. Jest centrum powieści i to ona pochłania czytelnika w całości, czytelnik staje się nią i pomimo tego, że fabuła obraca się wokół zbrodni, nie jest w stanie żywić do niej negatywnych uczuć. To silna kobieta, która pomimo swojej prostoty (a może właśnie dzięki niej?) zjednuje sobie czytelnika.
Dolores nie miała łatwego życia. Związała się z mężczyzną, który skutecznie i systematycznie rujnował jej nadzieje na szczęście. Ale Dolores nigdy się nie skarżyła, nawet wtedy, gdy podnosił na nią rękę. Czasem jednak miarka się przebiera, szczególnie gdy zło dotyka najbliższych. Dlatego gdy sprawy zachodzą za daleko, Dolores nie zastanawia się, ale działa.
W "Dolores..." właściwie nie ma wielkiej tajemnicy, za którą czytelnik podążałby z zapartym tchem. Jest za to przeraźliwie prawdziwa i realna historia, która mogłaby dotknąć, jeśli nie każdego z nas, to na pewno kogoś z naszego otoczenia. Problemy, które w powieść porusza King są realistyczne: alkoholizm, przemoc, wykorzystywanie seksualne, bieda, wykluczenie społeczne. Akcja nie dzieje się w środowisku, które jest obce zwyczajnym czytelnikom, ale wśród ludzi przeciętnych, niczym nie odróżniających się od ogółu (oczywiście trzeba wziąć poprawkę na realia życia, bo nam, przyzwyczajonym do życia w dużych skupiskach, albo chociaż w niewielkich odległościach, może się wydać nieco nierealna przestrzeń, w jakiej rozgrywa się akcja powieści). Odludne miejsce, w którym dochodzi do codziennych małych tragedii, które w końcu prowadzą do dramatycznego finału.
Postać Dolores to kreatorskie mistrzostwo. Kobieta ta, jak już powiedziałam, jest osobą prostą, co wcale nie równa się z tym, że jest głupia. Wręcz przeciwnie. Pomimo tego, że dopuszcza się zbrodni (można by powiedzieć, że najcięższej z możliwych, ale w odniesieniu do całej fabuły rodzi się pytanie, czy naprawdę popełniła najcięższą zbrodnie, czy może sama siebie i córkę przed nią broniła?), gnieżdżą się w niej ogromne pokłady dobroci, mądrości emocjonalnej, mądrości moralnej. Przyparta do muru podejmuje decyzję złą w świetle prawa, ale dobrą w świetle logicznej sprawiedliwości. Jest osobą inteligentną, ale nie kalkuluje zbrodni. Nie umie tej inteligencji użyć przeciwko człowiekowi, raczej nieświadomie przekazuje ją światu, samej na niej nie korzystając. Oczywiście, czasem bywa oschła, może nawet nieczuła na ludzkie cierpienie, ale brak empatii w stosunku do innych ludzi daje się w jej przypadku tłumaczyć dramatem, jakiego sama przez lata doświadczała we własnym domu.
Stephen King zasadniczo zrezygnował w tej powieści z elementów fantastycznych i pokazał, że potrafi pisać w fascynujący sposób o prawdziwych, realnych, nie wyimaginowanych, ludzkich lękach. Moim zdaniem to jedna z jego najlepszych powieści. Konstrukcja utrzymana w formie monologu konstrukcja książki pozwala czytelnikowi na wczucie się w postać głównej bohaterki, co czyni z lektury "Dolores Claiborne" niesamowitym doświadczeniem.
Sylwia Tomasik
(Tu Szyszka. Po prostu musiałam przyjść. Fangrillowanie zobowiązuje :) )
OdpowiedzUsuńJestem wielką fanką Kinga, ale zgadzam się z Tobą, że większość twórczości jest średnia. W części pojawiają się te same motywy, inne po prostu szybko się czyta i przelatują przez człowieka bez większego wrażenia. "Dolores..." ma w sobie to, co jest największym atutem prozy Kinga - pulsujące niczym odkryty nerw emocje, autentyczność i doskonałe obserwacje obyczajowe.
Moim faworytem w tej materii pozostaje "Sklepik z marzeniami", który łączy mistrzostwo obyczajowe z grozą właśnie. Tą najstraszniejszą, bo ludzką.
Szyszunia! Ty tutaj! Jak miło :)
UsuńCieszę się, że mamy podobne zdanie (dobrze wiedzieć, że nie wszyscy jak lemingi idą za Kingiem tylko dlatego, że popularny jest).
"Sklepik z marzeniami" czytałam tak dawno, że muszę go sobie odświeżyć. Pamiętam za to jakąś niezbyt udaną ekranizację.
Pozdrawiam!
O, ale w ekranizacji był Ed Harris, a on jest dziaaa.... ale cała reszta ble i fu.
OdpowiedzUsuńI tak zupełnie na marginesie, to nie stałyśmy koło siebie w Krakowie na spotkaniu "oficjalnym"? Znaczy się Ty stałaś pod ścianą. To Ty?
Faktycznie, Ed Harris! Aż tak dobrze nie pamiętałam. Jak mnie będzie nuda brać, to może znowu zobaczę.
UsuńAleż owszem, stałam pod ścianą. Ale wybacz, nie pamiętam ludzi obok. Poza tym, szybko zwiałam :) Nudne i niezorganizowane to spotkanie było do granic.
Ja jestem charakterystyczna, gruba baba z wielkim... ego, przy przedstawiankach chyba wymieniałyśmy się mikrofonem. Po raz pierwszy od bardzo dawna ktoś mnie nie zapamiętał, jestem wzruszona i poczułam się taka słodka i malutka... :D Jeśli jesteś blondynką z dłuższymi, rozpuszczonymi wtedy włosami, to Cię pamiętam. Jeśli nie, to widocznie przeznaczenie chciało inaczej :)
OdpowiedzUsuńCoś sobie przypominam (nie ze względu na wygląd, bo uwierz mi - pamięci do fizis ludzkiej to ja nie mam), ale o ile mnie pamięć nie myli, to byłyście tam we dwie (bo we dwie bloga prowadzicie, prawda?) i miałaś chyba najdłuższe wystąpienie ze wszystkich :) I teraz mi świta, że byłaś po mej prawicy, po lewicy zaś przedstawiciel płci przeciwnej, którego niestety również nie zapamiętałam bliżej...
UsuńCiekawa jest Twoja fantazja, chociaż w blondzie jeszcze nigdy nie występowałam. Na Targach miałam akurat jakiś taki bliżej nieokreślony odcień bordowego, z resztą w relacji z Targów mnie zobaczysz, jest gdzieś na blogu.
Tak, jest nas dwie, Miranda i ja. Taki nietypowy blog mamy, a co :) A najdłuższe wystąpienie miałam, bo jak mówiłam, ego i te sprawy...
OdpowiedzUsuńZ góry przepraszam, jeśli nie odpowiem na jakiś komentarz, bo nie mam powiadomień z blogspota i może mi umknąć (Janek ma na wordpressie, to mi wyskakują automatycznie).
Ego... fajna sprawa :)
OdpowiedzUsuńI nic się nie przejmuj komentarzami, co ma do mnie dotrzeć, to dociera, a co do mnie nie dociera, to sobie dopowiem :)
Też preferuję Kinga w wydaniu obyczajowym, a to dlatego, że groza rzadko mnie przeraża i przez to nie spełnia swojej podstawowej funkcji. Natomiast w takich powieściach jak "Dolores..." można zachwycić się tym, jak świetnie autor radzi sobie z psychologiczną kreacją bohaterów.
OdpowiedzUsuńŚwięta prawda! King w horrorach jest przewidywalny.
Usuń