O seryjnych mordercach napisano niezliczoną ilość książek i wydawać by się mogło, że tym samym napisano o nich już wszystko. Dlatego też do książki "Zwykły człowiek" podeszłam z pewną rezerwą. Książka jednak wciąga już od pierwszych stron. Niektóre fragmenty mogą się wydać zbyt szokujące, ale to właśnie one, zestawione z prozą życia zwykłego człowieka, jakim przecież jest także i seryjny morderca, nie pozwalają na oderwanie się od tej powieści.
Głównym bohaterem i równocześnie narratorem opowieści jest bezimienny mężczyzna, który w zaciszu swojego domu morduje młode kobiety. Na co dzień jest zwykłym sąsiadem, pracownikiem, klientem okolicznych sklepów. Ma jednak specyficzne hobby - porywa kobiety, przetrzymuje je w piwnicy pod garażem, zabiera na "wycieczki" do lasu, gdzie zanim zada im śmiertelny cios, daje im nadzieję na odzyskanie wolności. To typ mordercy zorganizowanego, takiego, który jest świadomy swoich czynów i planuje każdy swój krok. Jego żądze zaspokaja nie tylko zabijanie, ale przede wszystkim dominacja.
Czytelnik staje się słuchaczem opowieści o tym, jak życie głównego bohatera, do tej pory uporządkowane i stateczne, przemienia się w pasmo nieszczęść, które nieuchronnie prowadzą do jego demaskacji. Sprawczynią jego upadku są oczywiście kobiety, przede wszystkim dwie. Jedna zostaje przez niego zamknięta w piwnicznej klatce, druga niespodziewanie intryguje go i budzi w nim nieznane pokłady człowieczeństwa. Przyznaję jednak, że część dotycząca syndromu sztokholmskiego, który przejawia jednak z ofiar mordercy, jest o wiele lepiej zarysowana niż ta dotycząca jego wewnętrznych rozterek. Trzeba natomiast przyznać, że chociaż książka nie jest górnolotna, to jednak potrafi zainteresować i wciągnąć czytelnika na kilka godzin. Finał, jak dla mnie, naciągany po całości, dlatego im dalej, tym mniej interesująco. Dobrze jest póki bohater ulega, nieświadomie, ogromnemu wpływowi, jaki wywiera na nim młoda dziewczyna o silnej osobowości, którą z zamiarem późniejszego zabicia zamknął on w klatce. Tygodnie mijają a więź między nimi staje się coraz bardziej zagmatwana. I może na tym trzeba było pozostać. Kiedy zaś w akcję miesza się policja, cała bajka upada.
Polecam "Zwykłego człowieka" pod warunkiem, że oczekujecie lekkiej, potoczystej opowieści bez morału. Jeśli zaś oczekujecie opowieści z dobrze zarysowanym profilem psychologicznym seryjnego mordercy, to również nie tutaj. Mimo to historię dobrze się czyta, nie wymaga ona zbyt wielkiego zaangażowania od czytelnika.
Spotkałam się z opiniami, że "Zwykły człowiek" nie jest typowym kryminałem. Owszem, jest, ale pod warunkiem, że myślimy o jego podgatunku, jakim jest thriller. Twórcom opinii chodziło zapewne o to, że nie jest to typowa powieść detektywistyczna, czyli również podgatunek kryminału. Narracja pierwszoosobowa prowadzona przez mordercę nie jest zaś niczym dziwnym w thrillerze, o czym przekonało nas już kilku autorów, w tym rodzimych.
Na koniec chciałabym się jeszcze odnieść do adnotacji na okładce, która głosi, że "Fani Dextera będą zachwyceni". Owszem, jestem "Zwykłym człowiekiem" zachwycona i jestem też fanką (chociaż może to trochę na wyrost powiedziane) Dextera, tyle że filmowego. Byłabym wdzięczna za nieporównywanie "Zwykłego człowieka" do powieści o Dexterze Morganie, ponieważ stoją one na zupełnie innym, niższym poziomie. Graeme Cameron napisał dość dobrą, intrygującą i zapisującą się w pamięci historię o mordercy, natomiast książki Jeff Lindsay moim zdaniem napisał serię nie tylko przeciętną, jeśli chodzi o fabułę, ale i naiwną (tak wiem, "Demony dobrego Dextera" były nagradzanie, ja się do dziś zastanawiam, za co?).
Graeme Cameron "Zwykły człowiek", wyd. HarperCollins, Warszawa 2015, [s.]: 288.
Sylwia Tomasik
Mam ogromną ochotę na tę książkę :)
OdpowiedzUsuń