Gdy na liście propozycji recenzenckich
pojawił się „Kosmiczny poradnik życia na Ziemi” Chrisa Hadfielda,
wiedziałam, że muszę tę książkę mieć. To była jedna z tych chwil, kiedy
człowiek działa instynktownie, gotowy do walki o coś, o czym nigdy
wcześniej nie słyszał, ale wie, że z jakiegoś powodu to coś przyniesie
mu wielkie korzyści. Do tego stanu doprowadziła mnie marka, jaką w tej
chwili jest Hadfield. Ciężko na nią pracował, chociaż się jej nie
spodziewał. Można powiedzieć, że przytrafiła mu się przypadkiem, jako
dodatek do spełnienia marzeń, jakimi było przyjęcie do NASA i odbycie
lotu kosmicznego.
Ja sama marce Chrisa Hadfielda uległam wiele miesięcy temu, gdy jako jeden ze stacjonujących na ISS astronautów zasłynął on niespotykanym darem przekazywania wiedzy. Nagrywane przez Hadfielda filmy, połączenia ze stacją, w czasie których tłumaczył najróżniejsze aspekty życia na ISS, zmieniły oblicze NASA, sprawiając, że nie tylko ona sama otworzyła się na szarego człowieka, ale również i ten sam szary człowiek poczuł, że może stać się czynnym obserwatorem naszego postępu w dziedzinie eksploracji kosmosu. Książka Hadfielda jest kolejnym sposobem na to, aby poczuć się bliżej rozwiązania zagadki wszechświata.
Ja sama marce Chrisa Hadfielda uległam wiele miesięcy temu, gdy jako jeden ze stacjonujących na ISS astronautów zasłynął on niespotykanym darem przekazywania wiedzy. Nagrywane przez Hadfielda filmy, połączenia ze stacją, w czasie których tłumaczył najróżniejsze aspekty życia na ISS, zmieniły oblicze NASA, sprawiając, że nie tylko ona sama otworzyła się na szarego człowieka, ale również i ten sam szary człowiek poczuł, że może stać się czynnym obserwatorem naszego postępu w dziedzinie eksploracji kosmosu. Książka Hadfielda jest kolejnym sposobem na to, aby poczuć się bliżej rozwiązania zagadki wszechświata.
„Kosmiczny poradnik życia na Ziemi”
od pierwszej strony, systematycznie, zdanie po zdaniu przybliża
czytelnika do poznania najważniejszej prawdy życiowej. Jakiej? Tego wam
nie powiem, z resztą, dla każdego będzie ona inaczej brzmieć. Każdy
po przeczytaniu tej książki pomyśli o innym aspekcie swojego życia
i postanowi go zmienić. Bo nie ma istnień idealnych, są tylko takie,
które jeszcze nie dostrzegły popełnianych przez siebie błędów. Chris
Hadfield stara się ich popełniać jak najmniej. To nie tylko jego cecha
zawodowa, ale też cecha jego charakteru. Coś, czego być może nie
posiadał od dzieciństwa, ale się tego nauczył. Musiał się nauczyć, bo
tego wymagało jego marzenie. Jeśli miało się spełnić, musiał być
perfekcjonistą w każdym calu. Na astronautów nie wybierają byle kogo,
choćby nie wiadomo jak wielką wiedzę i umiejętności posiadał. Jeśli
jesteś leniem i awanturnikiem, możesz zapomnieć o swoim locie w kosmos.
Nawet jeśli przygotowywałeś się do niego od dwóch dekad. To tylko jedna
z prawd charakteryzujących pracę astronauty. Więcej opowie wam sam
Hadfield. A opowiadać umie, tego nie można mu odmówić. Mówi tak, jakby
siedział obok was, a właściwie jakby siedział przed wami niczym
przedszkolanka czytająca najbardziej porywającą wersję kapturka, jaką
można sobie wyobrazić. Hadfield nie opowiada, Hadfield zabiera
czytelnika ze sobą w żmudną podróż przez świat podróży kosmicznych.
Język autora jest barwny, interesujący,
porównania trafne, niekiedy bawiące do łez. Nawet w tych chwilach,
w których napięcie sięga zenitu (na przykład gdy astronauta ślepnie
nagle w samym środku spaceru kosmicznego), nie traci pogody ducha. Można
powiedzieć, sytuacja jest beznadziejna, ale to jeszcze nie powód,
żeby się smucić. To powód żeby się skupić i poszukać rozwiązania.
Właśnie, rozwiązania… Przez lekturą „Kosmicznego poradnika życia
na Ziemi” myślałam (jak to zresztą o wiele lepiej ujął sam Hadfield –
jak, sami musicie sprawdzić), że praca astronauty jest dość spokojna
(oczywiście do momenty wylotu w kosmos). Z książki dowiedziałam się,
w jak wielkim byłam błędzie, oraz tego, że w rzeczywistości praca w NASA
(czy w jakiejkolwiek agencji kosmicznej) polega przede wszystkim
na poszukiwaniu rozwiązania. Rozwiązania czego? Wszystkiego. Każdej
sytuacji, każdego problemu, każdego zdarzenia, w każdej z możliwych
wersji, we wszystkich możliwych warunkach. Brzmi nudno, prawda? I takie
też jest (tak mówi Hadfield, a ja mu wierzę), ale to nic. Autor tak
pisze o nudzie, że nawet nie zdążycie jej poczuć. Lepiej zapnijcie pasy,
bo w podróży w kosmos trochę trzęsie.
Chris Hadfield jest człowiekiem wielkiej
miary. Charyzmatycznym, ciepłym, porażająco inteligentnym
i zdyscyplinowanym. Udowadnia to na każdej stronie „Kosmicznego
poradnika życia na Ziemi”. Poza tym posiada dar stopniowania emocji,
od lekkiego rozbawienia, po salwy śmiechu, od niepokoju, po paniczny
strach. Jego książka to nie tylko opowieść o trudnej drodze
kanadyjskiego pilota do stacji kosmicznej. To przede wszystkim
porywająca historia o spełnianiu marzeń poprzez szereg wyrzeczeń,
nakazów, zakazów, ćwiczenia silnej woli i walki ze znużeniem
powtarzalnością dnia codziennego. „Kosmiczny poradnik…” to lektura
obowiązkowa. Można powiedzieć lakonicznie, że bawi i uczy, ale to
za mało. Uświadamia, że życie człowieka, aby było udane, zawsze opierać
się musi na pewnym kanonie wartości i zasad, bez względu na to, czy
chodzi o życie recenzenta, piekarza, policjanta czy astronauty.
Do mojego życia ta książka wniosła więcej nauki niż wszystkie inne
poradniki tego świata, a to przede wszystkim dlatego, że tak naprawdę
nie jest poradnikiem w takim znaczeniu tego słowa, do jakiego
przyzwyczaiły nas zalewające półki księgarń wątpliwej jakości
podręczniki życia. Hadfield stworzył raczej coś na wzór wielkiej
przypowieści, w której pracowity człowiek zostaje nagrodzony. Polecam
każdemu, kto zamiast marzyć woli realizować plany.
Sylwia Tomasik
Chris Hadfield, Kosmiczny poradnik życia na Ziemi, Wydawnictwo Znak, Warszawa 2016.
Recenzja ukazała się pierwotnie w serwisie Bookeriada.
Sylwia Tomasik
Chris Hadfield, Kosmiczny poradnik życia na Ziemi, Wydawnictwo Znak, Warszawa 2016.
Recenzja ukazała się pierwotnie w serwisie Bookeriada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz