Interesujące jest to, że przez pierwszych sto stron książki nie czytamy o życiu Hatszepsut, ale o trudach poszukiwania informacji o nim. Można powiedzieć, że dostępność źródeł jest odwrotnie proporcjonalna do tego, jak bardzo są one interesujące. Trudności wynikają z kilku powodów, z których najpoważniejszym jest to, że Totmes III (prawowity następca tronu, którego rządy przez długi czas przebiegały równolegle do rządów Hatszepsut) kazał po jej śmierci w większości miejsc zastąpić jej imię swoim własnym oraz imionami jego ojca i dziadka, jakby Hatszepsut nigdy nie istniała. Dużo problemów przysporzyły badaczom zawiłości języka egipskiego, który w znacznej mierze opiera się na skojarzeniach i interpretacji zestawów znaków, a przy badaniach hieroglifów ilu naukowców, tyle interpretacji. Ostatnią poważną przeciwnością jest przenikanie się w egipskich opowieściach postaci rzeczywistych z mitycznymi – według starożytnych Egipcjan bogowie ciągle kontaktowali się z ludźmi, ba! – bywali rodzicami wielu z nich, jak chociażby samej Hatszepsut, na co wskazują niektóre źródła. W takiej sytuacji udowodnienie rodowodów niektórych postaci jest wręcz niemożliwe.
Pozostając przy zagadnieniu źródeł na temat życia Hatszepsut, pragnę wspomnieć o budowniczych i twórcach malunków w budowlach, o których sporo się dowiedziałam z lektury książki Petera Nadiga. Do głowy nigdy mi nie przyszło, jak bardzo trudne i odpowiedzialne mieli oni zadanie i nie mówię tu o stawianiu piramid czy pałaców, ale o tworzeniu historii i przekazywaniu jej przyszłym pokoleniom. Problemy w interpretacji przekazów nie dotyczą bowiem wyłącznie naszych czasów, ale także samych budowniczych na dworach kolejnych faraonów, którzy musieli decydować o stopniu przenikania się świata ludzkiego i boskiego oraz konfrontować dotychczasowe przekazy z własną wiedzą i doświadczeniem.
Główna część książki poświęcona została życiu Hatszepsut, w podziale na kolejne etapy, które nieco rozjaśniają nam warunki życia na dworze faraonów. Historia rozpoczyna się od próby odpowiedzenia na pytanie o to, co właściwie zadecydowało o tym, że Hatszepsut została koronowana na władcę, skoro tak naprawdę tytuł ten się jej nie należał a Egipt posiadał prawowitego władcę oraz jego następców? Większość opowieści z życia Hatszepsut to opisy inskrypcji w świątyniach, inskrypcji, które pomimo starań Totmesa III udało się zachować do dzisiaj. Interesującą część stanowią krótkie biogramy najważniejszych osób, które w kolejnych latach znajdowały się w najbliższym otoczeniu Hatszepsut. Ciekawostką są również opisy budowli związanych z Hatszepsut, budowanych na jej cześć i polecenie, stanowiących nieocenione źródło wiedzy na temat życia królowej.
Peter Nadig w swojej pracy poświęconej Hatszepsut daleko wykracza poza ramy biografii, tworząc z książki panoramę zawiłości panujących w starożytnych egipskich wyższych sferach. Dowodem na to, że zagadnienie to jest o wiele bardziej skomplikowane, niż można by się spodziewać, może być chociażby mnogość tytułów należnych osobom rządzącym Egiptem. Świadomie nie użyłam słowa „faraonom”, ponieważ niekoniecznie oznacza ono „władcę”. W odniesieniu do samej Hatszepsut w różnych przekazach i na różnych etapach jej życia stosowano oba te pojęcia, a także: „król”, „Wielka Małżonka Królewska”, „regentka”, „pani”, „Władczyni Obydwu Krajów”, „Doskonały Bóg”. A przy tym wszystkim należy dodać, że termin „faraon” wcale nie jest równoznaczny ze słowem „król”, a niekiedy „regent” w swoich kompetencjach przewyższał ich obu. Żeby było jeszcze bardziej skomplikowanie, to wszystkie te trzy stanowiska mogły być sprawowane równie dobrze przez trzy różne osoby, jak i przez jedną. Czy wspominałam o pięciu kanonicznych imionach królewskich…?
Dla mnie bardzo ważnym elementem każdego naukowego i popularnonaukowego opracowania są przypisy i bibliografia. W „Hatszepsut” znajdziemy jedno i drugie. Odwołania odnoszą się zarówno do źródeł, jak i stanowią wyjaśnienie zagadnień wymagających dodatkowego objaśnienia. Plus, że są, minus, że na końcu książki, nie pod tekstem – wertowanie książki w poszukiwaniu odpowiedniego odnośnika jest zwyczajnie niewygodne. Druga ważna sprawa – bibliografia. Podzielona na dwie części: literaturę obcojęzyczną i opublikowaną również w języku polskim, za co wielki plus. Przyjemnym uzupełnieniem polskiego wydania „Hatszepsut” jest przedmowa autora do polskiego wydania, a także niewielka część poświęcona udziałowi polskich egiptologów w badaniach świątyni Hatszepsut w Deir El-Bahari (uwierzcie mi, ich wkład w te badania był naprawdę wielki!).
W ogólnym rozrachunku jestem bardzo zadowolona z lektury i polecam ją każdemu, kto interesuje się zagadnieniami starożytnego Egiptu.
Sylwia Sulikowska
Recenzja ukazała się pierwotnie w serwisie Bookeriada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz